Nawet w ojczyźnie śmieciowego jedzenia – Stanach Zjednoczonych – powszechnie wiadomo, że żywienie się w fast foodach nie jest najzdrowszym pomysłem. Coraz grubszych Amerykanów pouczają o tym gazety, telewizje i pierwsza dama Michelle Obama, która osobiście pilnuje ogródka przy Białym Domu. Mimo to w kraju, w którym można spróbować smakołyków praktycznie każdej kuchni świata, nawet Barackowi Obamie trudno jest zapomnieć o fastfoodowych restauracjach, a najważniejsi zagraniczni goście przywódcy Ameryki zabierani są luksusową „bestią" do najbardziej znanych fastfoodowych knajp w okolicach Waszyngtonu (np. Ray's Hell Burger). Trudno się więc dziwić, że przeciętna amerykańska rodzina również nie potrafi przejść koło takich miejsc obojętnie.
Dietetycy mogą mieć jednak powód do zadowolenia. Z badania przeprowadzonego przez organizację Healthy Women wynika bowiem, że większość ankietowanych członków społeczności internetowej Allrecipies – złożonej głównie z kobiet – odczuwa po wizycie w takim diabelskim przybytku wyrzuty sumienia. „Głęboką winę" odczuwa 54 proc. pytanych, a 16 proc. czuje się po prostu „źle" z powodu niezbyt zdrowej decyzji o wyborze restauracji.
Oczywiście, wyrzuty sumienia nie powodują jednak automatycznie, że żywieniowy grzesznik wchodzi na dobrą drogę. Z tego samego badania wynika bowiem, że ponad 56 proc. ankietowanych je w tego typu miejscach co najmniej kilka razy w miesiącu, a niemal 15 proc. co najmniej dwa razy w tygodniu. Najczęstszą wymówką jest zaś to, że takie restauracje łatwo wpisują się w napięty plan dnia.
– Większość respondentów, 75 procent, mówi, że obecnie przykłada większą wagę do tego, aby jeść zdrowo, niż jeszcze pięć lat temu – mówi Elizabeth Battaglino Cahill, dyrektorka wykonawcza organizacji Healthy Women, cytowana przez UPI. – Niestety, krótkie przystanki w fast foodach często sabotują ich wysiłki – dodaje.