Odrzucił tym samym argumenty pracownika Banku Światowego, który przekonywał, że zawarty przez niego w 1993 roku związek małżeński nie miał mocy prawnej.
Pochodzący z Afryki Noel Tshiani nie był obecny na własnym ślubie. Zamiast niego obok panny młodej – obecnie Marie-Louise Tshiani – stał jego kuzyn. Noel Tshiani był wówczas w Demokratycznej Republice Konga, w całej ceremonii brał jednak udział telefonicznie. Osobiście wypowiedział więc sakramentalne „tak".
Rodziny młodej pary wymieniły się tradycyjnymi podarunkami: pieniędzmi, ubraniami i kozą..., a po kilku dniach panna młoda poleciała do ukochanego.
Gdy 15 lat później miłość prysła, a niezadowolona ze wspólnego życia małżonka wniosła do sądu pozew o rozwód, Noel Tshiani oświadczył, że nic nie wie o żadnym ślubie (mimo że wcześniej uzyskał dla żony zieloną kartę i składał wspólne deklaracje podatkowe).
Sędzia orzekł, że prawo stanu Maryland nie zabrania uznania za ważną ceremonii, w której pan młody lub panna młoda są reprezentowani przez pełnomocnika lub – jak było w tym przypadku – kiedy pan młody bierze udział w swoim ślubie przez telefon.