Awantura na lewicy. Feministka chce wystawiać sztukę komunistycznego zbrodniarza

"Współpraca z koreańską bezpieką przy okazji wystawienia dzieła Umiłowanego Przywódcy nie różni się niczym od współpracy z neonazistami przy wydawaniu dzieł Adolfa Hitlera" - piszą środowiska lewicowe o próbie wystawienia sztuki Kim Ir Sena przez Katarzynę Bratkowską.

Publikacja: 02.07.2014 13:43

Katarzyna Bratkowska

Katarzyna Bratkowska

Foto: www.youtube.com

Opera "Morze krwi" napisana przez byłego północnokoreańskiego dyktatora została we fragmentach pokazana pod koniec czerwca przez kilkanaście kobiet skupionych w "Amatorskim Froncie Operowym". Feministki reklamowały sztukę, określając ją mianem rewolucyjnej opery koreańskiej, opowiadającej o walce koreańskich kobiet z uciskiem japońskich okupantów i patriarchatem. Ich zdaniem pokazane w sztuce wydarzenia pokazują przełamanie tradycyjnego podziału, w którym walka zbrojna jest zarezerwowana dla mężczyzn.

Jedną z organizatorek wystawienia opery jest znana feministyczna działaczka Katarzyna Bratkowska. Przypomnijmy, że w grudniu 2013 r. zasłynęła zapowiedzią dokonania aborcji w wigilię świąt Bożego Narodzenia. W wywiadzie dla "Rz" mówiła także, że jest komunistką, a komunizm to "najbardziej proludzki humanitarny ustrój".

Bratkowska chce wystawić "Morze krwi" w całoście na jesieni. Nie wiadomo jednak, czy do tego dojdzie. Oburzenie już samymi próbami wyraziły liczne organizacje lewicowe, z Zielonymi, Młodymi Socjalistami i Krytyką Polityczną na czele.

"Ze zdziwieniem dowiedzieliśmy się, że osoby kojarzone z lewicą są zaangażowane w wystawienie opery pt. 'Morze krwi' autorstwa Kim Ir Sena. Ta 'rewolucyjna opera koreańska', jak opisują ją organizatorzy wydarzenia: Katarzyna Bratkowska i Florian Nowicki, jest niczym innym jak apoteozą ideologii Dżucze" - piszą w liście otwartym środowiska lewicowe. Zarzucają oni także organizatorom, że próby opery były wizytowane przez notabli północnokoreańskiego reżimu: „attaché kulturalnego" Ri Chun Su oraz zastępcę ambasadora Kim Ju Doka.

Jak twierdzą, "ten pierwszy to w rzeczywistości funkcjonariusz północnokoreańskiej bezpieki, zajmujący się m.in. handlem półniewolniczą pracą koreańskich robotników".

W dalszej części listu, jego sygnatariusze dziwią się, że komukolwiek jeszcze trzeba tłumaczyć tak elementarne sprawy i przypominają, że Korea Północna jest krajem rządzonym przez zbrodniczy, totalitarny reżim. "Współpraca z koreańską bezpieką przy okazji wystawienia dzieła Umiłowanego Przywódcy nie różni się niczym od współpracy z neonazistami przy wydawaniu dzieł Adolfa Hitlera" - podkreślają.

Podpisani pod listem martwią się także, że "kompromitujące działania osób określających się jako lewicowe rzutować będą na opinię całego środowiska".

Na koniec sygnatariusze listu wykluczają Bratkowską i innych zaangażowanych w organizację sztuki z grona demokratycznej lewicy. "Reprezentujemy różne ugrupowania, ale łączy nas sprzeciw wobec praktyk totalitarnych - bez względu na ich zabarwienie ideologiczne. Chcemy powiedzieć wspólnie: potępiamy wysługiwanie się północnokoreańskiemu reżimowi. Ludzie, których nie brzydzi współpraca z północnokoreańską bezpieką, sami postawili się poza szeregami demokratycznej lewicy" - zakończyło około 30 sygnatariuszy listu.

Do zarzutów odniosła się także Bratkowska, która jednak w swoim zachowaniu nie widzi nic złego. "Zostaliśmy publicznie potępieni i obszczekani przez kretynów, którym wszystko myli się ze wszytskim, bo wolą burzę w szklance wody (autopromocja i promowanie się na lewicę zarazem) niż wysiłek pomyślenia i nauczenia się czegoś" - napisała na stronie promującej przedstawienie. "Może "Morze" na to odpowie, a może oleje morską bryzą. List otwarty jest na Lewica.pl, nie wrzucam go tu, bo dla mnie to coś smrodliwego. Śmierdzi brakiem intelektu i karierowiczowskimi motywacjami. Brrrrrr...." - dodaje.

Bratkowska zapowiada także publikację kolejnych fragmentów opery. "Sami/e ocenicie, czy to jest promocja totalitaryzmu. Na pewno chętnie urządzimy poważną dyskusję o świecie KRLD. Niezależnie od opery. Opera jest rewolucyjna, socjalistyczna i feministyczna, i nie ma nic wspólnego z polityką KRLD. Oczywiście, dodajmy, nikt z sygnatariuszy owego listu, przedstawienia nie obejrzał" - zakończyła feministka.

Opera "Morze krwi" napisana przez byłego północnokoreańskiego dyktatora została we fragmentach pokazana pod koniec czerwca przez kilkanaście kobiet skupionych w "Amatorskim Froncie Operowym". Feministki reklamowały sztukę, określając ją mianem rewolucyjnej opery koreańskiej, opowiadającej o walce koreańskich kobiet z uciskiem japońskich okupantów i patriarchatem. Ich zdaniem pokazane w sztuce wydarzenia pokazują przełamanie tradycyjnego podziału, w którym walka zbrojna jest zarezerwowana dla mężczyzn.

Pozostało 87% artykułu
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie