Opera "Morze krwi" napisana przez byłego północnokoreańskiego dyktatora została we fragmentach pokazana pod koniec czerwca przez kilkanaście kobiet skupionych w "Amatorskim Froncie Operowym". Feministki reklamowały sztukę, określając ją mianem rewolucyjnej opery koreańskiej, opowiadającej o walce koreańskich kobiet z uciskiem japońskich okupantów i patriarchatem. Ich zdaniem pokazane w sztuce wydarzenia pokazują przełamanie tradycyjnego podziału, w którym walka zbrojna jest zarezerwowana dla mężczyzn.
Jedną z organizatorek wystawienia opery jest znana feministyczna działaczka Katarzyna Bratkowska. Przypomnijmy, że w grudniu 2013 r. zasłynęła zapowiedzią dokonania aborcji w wigilię świąt Bożego Narodzenia. W wywiadzie dla "Rz" mówiła także, że jest komunistką, a komunizm to "najbardziej proludzki humanitarny ustrój".
Bratkowska chce wystawić "Morze krwi" w całoście na jesieni. Nie wiadomo jednak, czy do tego dojdzie. Oburzenie już samymi próbami wyraziły liczne organizacje lewicowe, z Zielonymi, Młodymi Socjalistami i Krytyką Polityczną na czele.
"Ze zdziwieniem dowiedzieliśmy się, że osoby kojarzone z lewicą są zaangażowane w wystawienie opery pt. 'Morze krwi' autorstwa Kim Ir Sena. Ta 'rewolucyjna opera koreańska', jak opisują ją organizatorzy wydarzenia: Katarzyna Bratkowska i Florian Nowicki, jest niczym innym jak apoteozą ideologii Dżucze" - piszą w liście otwartym środowiska lewicowe. Zarzucają oni także organizatorom, że próby opery były wizytowane przez notabli północnokoreańskiego reżimu: „attaché kulturalnego" Ri Chun Su oraz zastępcę ambasadora Kim Ju Doka.
Jak twierdzą, "ten pierwszy to w rzeczywistości funkcjonariusz północnokoreańskiej bezpieki, zajmujący się m.in. handlem półniewolniczą pracą koreańskich robotników".