Dr hab. Przemysław Sadura: Na granicy dużo się zmieniło

Państwo jest niewrażliwe na los uchodźców, ale i własnych funkcjonariuszy – mówi dr hab. Przemysław Sadura z UW.

Publikacja: 07.11.2021 21:00

Dr hab. Przemysław Sadura: Na granicy dużo się zmieniło

Foto: PAP, Jakub Kaminski

To napięta sytuacja na granicy popchnęła pana jako naukowca, socjologa, do pojechania w rejon zamknięty?

Razem z Sylwią Urbańską odpowiadamy za badania na granicy publikowane w „Krytyce Politycznej". Byliśmy tam po wprowadzeniu stanu wyjątkowego. A parę tygodni temu, kiedy sytuacja w naszej lokalizacji zaostrzyła się i zaczęły się grupowe próby przekroczenia granicy, wróciliśmy, żeby zobaczyć, co przez te kilka tygodni zmieniło się na granicy. No i zmieniło dużo.

Czytaj więcej

Co się dzieje na granicy z Białorusią? MON i dziennikarz publikują nagrania

Rozmawialiście z mieszkańcami tych terenów, ze służbami i uchodźcami?

To, co nas uderzyło po tych paru tygodniach, to zmiana nastrojów na granicy. W tym momencie wszyscy są tam zmęczeni: przeciągająca się trudna sytuacja i narastający kryzys humanitarny „ciągnie w dół" wszystkich – mieszkańców, przedstawicieli wszystkich służb, a przede wszystkim uchodźców. Wielu z nich nie ma już siły się ukrywać i przemykać lasami, tym bardziej że są wielokrotnie wypychani na stronę białoruską. Dlatego często wychodzą z lasów, siadają na ulicach i drogach bez sił i biernie czekają, aż przyjadą przedstawiciele służb i ich zabiorą. Niektórzy już nawet nie zaczepiają mieszkańców i nie proszą o pomoc. Inni jeszcze mają nadzieję. Pewnej nocy jakiś młody chłopak zaczął pukać do wielu domów z prośbą, aby ktoś go chociaż na chwilę wpuścił, bo jest zmarznięty i chce przeczekać noc. Wiedząc, z jaką społecznością ma do czynienia, mówi na wszelki wypadek, że jest chrześcijaninem.

Wpuścili?

Uchodźcy są zmęczeni i mieszkańcy też, żyją przecież w ciągłym stresie, czy nie zostaną poproszeni o pomoc i czy będą w stanie jej udzielić

Nie, nie wpuszczają obcych. We wsiach, w których prowadziliśmy badania, jest bardzo mało młodych osób. Większość to są osoby starsze, zwykle samotne kobiety, które po prostu się boją. W tym konkretnym przypadku chłopak znalazł jakiś niezamknięty samochód pozostawiony przy warsztacie samochodowym i tam przespał parę godzin. Nawet został dobrze potraktowany przez właściciela warsztatu, który zrobił mu śniadanie i kawę. Natomiast w tym czasie przyjechała Straż Graniczna wezwana przez mieszkańców tych wszystkich domów, do których wcześniej pukał. Uchodźcy są zmęczeni i mieszkańcy też, żyją przecież w ciągłym stresie, czy nie zostaną poproszeni o pomoc i czy będą w stanie jej udzielić. Najbardziej jednak uderzająca jest kondycja psychiczna polskich służb. Na granicy są przecież skoncentrowane siły Straży Granicznej, policji i wojska z całego kraju.

Czytaj więcej

„Dzieci były głodne, chore i zmarznięte, ale kazano nam wracać do Syrii”. Reportaż AFP z granicy

Presja na służby rośnie?

Są pod niesamowitą presją. Z jednej strony są świadomi krytyki ich działań i tego, jak zmienia się opinia publiczna. Z drugiej strony – wykonują rozkazy, które są niezgodne z ich odruchami moralnymi. Słyszymy historie o strażniczkach, które płacząc, wypychały dzieci uchodźcze na stronę białoruską, o żołnierzach, którzy sami nie wypychają uchodźców, ale dzwonią po Straż Graniczną, więc są świadkami tych wszystkich scen. Mówią o tym, jak fatalnie się czują, o potrzebie opieki psychologiczno-psychiatrycznej, ale jej nie dostają. Radzą sobie sami, ale to oznacza, że coraz więcej z nich pije. Państwo polskie jest nie tylko niewrażliwe na krzywdę uchodźców, ale jest również niewrażliwe na los własnych funkcjonariuszy. Do tego jeszcze – co mówią nam wszyscy właściciele sklepów i barów – żołnierze chodzą głodni. Nikt nie uwzględnił tego, że pracują w ciężkim terenie. Mają często 12-godzinne wachty, kiedy chodzą wiele kilometrów wzdłuż granicy i po prostu mają większe zapotrzebowanie kalorycznie niż to, co dostają. Jeżeli państwo nie potrafi wyżywić i otoczyć opieką własnych funkcjonariuszy, to jak ma zadbać o innych?

W jaki sposób przejawia się zmiana nastrojów, czy to też zmiana postawy?

To jest większe zmęczenie i defetyzm. Osoby, które potrafiły spojrzeć z dystansem na całą sytuację, są teraz przygaszone i mają poczucie, że jest bardzo źle, a będzie jeszcze gorzej. Z jednej strony do mieszkańców strefy przygranicznej, którzy zawsze dużym szacunkiem darzyli Straż Graniczną, dotarło to, co robią funkcjonariusze, m.in., że wypychanie ludzi na bagna i do lasu to nie są już rzadkie przypadki odkryte przez aktywistów, tylko stały tryb działania. W związku z czym spada gotowość, by zgłaszać służbom kolejne osoby przekraczające granicę. Rozmawialiśmy z osobami, o których wiedzieliśmy, że zgłaszały na początku stanu wyjątkowego przekroczenia granicy. Teraz te same osoby mówią, że już by nie zadzwoniły po Straż Graniczną. Z drugiej strony ci, którzy dystansowali się do rządu PiS, zaczynają trochę ulegać narracji partii rządzącej i telewizji publicznej. Jest to reakcja na ostrą polaryzację dyskusji. Nie odnajdują się w humanitarnej narracji, która skupia się na losie uchodźców, która nie pokazuje szerszego obrazu, sytuacji w służbach, wśród mieszkańców. Nie ma jednego zestawu reakcji.

współpraca Karol Ikonowicz

Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Społeczeństwo
53-letnia kobieta została raniona w głowę. W okolicy policjanci ćwiczyli strzelanie