To napięta sytuacja na granicy popchnęła pana jako naukowca, socjologa, do pojechania w rejon zamknięty?
Razem z Sylwią Urbańską odpowiadamy za badania na granicy publikowane w „Krytyce Politycznej". Byliśmy tam po wprowadzeniu stanu wyjątkowego. A parę tygodni temu, kiedy sytuacja w naszej lokalizacji zaostrzyła się i zaczęły się grupowe próby przekroczenia granicy, wróciliśmy, żeby zobaczyć, co przez te kilka tygodni zmieniło się na granicy. No i zmieniło dużo.
Czytaj więcej
"Grupa migrantów zaatakowała dziś nasze posterunki" - poinformowało Ministerstwo Obrony Narodowej, publikując nagranie z granicy z Białorusią. Z kolei białoruski dziennikarz opublikował materiał wideo, na którym widać, jak zamaskowani funkcjonariusze białoruscy wpychają kilka osób z grupy migrantów (głównie kobiet i dzieci) na ogrodzenie na granicy.
Rozmawialiście z mieszkańcami tych terenów, ze służbami i uchodźcami?
To, co nas uderzyło po tych paru tygodniach, to zmiana nastrojów na granicy. W tym momencie wszyscy są tam zmęczeni: przeciągająca się trudna sytuacja i narastający kryzys humanitarny „ciągnie w dół" wszystkich – mieszkańców, przedstawicieli wszystkich służb, a przede wszystkim uchodźców. Wielu z nich nie ma już siły się ukrywać i przemykać lasami, tym bardziej że są wielokrotnie wypychani na stronę białoruską. Dlatego często wychodzą z lasów, siadają na ulicach i drogach bez sił i biernie czekają, aż przyjadą przedstawiciele służb i ich zabiorą. Niektórzy już nawet nie zaczepiają mieszkańców i nie proszą o pomoc. Inni jeszcze mają nadzieję. Pewnej nocy jakiś młody chłopak zaczął pukać do wielu domów z prośbą, aby ktoś go chociaż na chwilę wpuścił, bo jest zmarznięty i chce przeczekać noc. Wiedząc, z jaką społecznością ma do czynienia, mówi na wszelki wypadek, że jest chrześcijaninem.