W sobotę w wielu miastach w Polsce odbyły się protesty pod hasłem "Marsz dla Izy". 30-letnia kobieta w 22 tygodniu ciąży zmarła w szpitalu w Pszczynie z powodu sepsy.
Jak przekazała pełnomocniczka jej rodziny, lekarze nie zdecydowali się na usunięcie upośledzonego płodu nawet po odejściu wód płodowych, co wywołało ogólne zakażenie i w efekcie śmierć młodej kobiety.
W smsach do matki pani Izabela pisała, że lekarze obawiali się podejrzenia o przeprowadzenie nielegalnej aborcji.
Czytaj więcej
- Osobiście uważam, że w tej sprawie zawiedli słabi ludzie, działający pod presją prawa, złego prawa - powiedziała w TVN24 Jolanta Budzowska, pełnomocniczka rodziny ciężarnej trzydziestolatki, która zmarła w szpitalu w Pszczynie.
Większość polityków partii rządzącej utrzymuje, że na śmierć kobiety nie wpłynął wyrok trybunału Konstytucyjnego, który zlikwidował jako niekonstytucyjną możliwość wykonania legalnej aborcji z powodu nieodwracalnego upośledzenia płodu. W przepisach pozostał bowiem zapis o możliwości usunięcia płodu z powodu zagrożenia życia lub zdrowia kobiety, i przypadek pani Izabeli kwalifikował się do tego przepisu.
Czytaj więcej
- Niestety wciąż czasem przy porodach kobiety umierają. To nie jest rzecz, która się nie zdarza, choć nikomu tego nie życzymy, ale z całą pewnością nie ma żadnego związku z jakąkolwiek decyzją Trybunału Konstytucyjnego - uważa poseł PiS Marek Suski.
Sobotnie protesty skomentował również prezes Ordo Iuris, organizacji, która wraz z Kają Godek walczy o zakaz aborcji w Polsce.
"Uliczna i międzynarodowa presja, rozgrywanie emocji, manipulacje faktami, w celu uderzenia w ochronę życia" - napisał Kwaśniewski w mediach społecznościowych.
Napisał również, że obrońcom życia "nie wolno się ugiąć" i trzeba "wyjasniać, bo prawda rozbija piramidy manipulacji".
Na koniec Kwasniewski pisze, że sprawiedliwość zobowiązuje, "by stać po stronie życia, przeciwko cynicznej grze kłamstw".