Na okładce popularnego tygodnika belgijskiego „P Magazine” znalazła się nowo wybrana Miss Belgii. Z koroną na głowie i belgijską flagą pod stopami, wokół piersi owiniętą ma szarfę z napisem „Miss Belgium 2010”. W dwujęzycznej Belgii angielski nie jest co prawda językiem oficjalnym, ale organizatorzy uznali widocznie, że napis po angielsku jest bardziej praktyczny, niż wciskanie na wąskiej szarfie identycznych zwrotów po francusku i niderlandzku.
Na okładce za piękną Cilou Annys skrada się Bart De Wever, przywódca prawicowej partii flamandzkiej, który próbuje wyciąć z szarfy słowo „Belgium”. A obok cytat z polityka: „Belgia to najbardziej chybione państwo świata”. De Wever jest szefem ugrupowania NV-A, które opowiada się za pokojowym podziałem Belgii na dwa państwa: Flandrię i Walonię.
Od momentu ukazania się tygodnika redakcja oraz komitet wyborów Miss Belgii, który na takie zdjęcie się zgodził, dostali mnóstwo e-maili od oburzonych czytelników, przede wszystkim z francuskojęzycznego południa. Nie podoba im się, że piękny symbol jedności wikłany jest w polityczne spory.
Komitet i sama miss przepraszają i zapewniają, że „kochają Belgię”, a Cilou Annys nie depcze flagi, tylko stoi nad nią, żeby pokazać, że „mieszka w Belgii i... popiera ideę jedności państwa”. Zgodzili się na zdjęcie, żeby – w sposób być może prowokujący – pokazać problem separatyzmu.
Cilou Annys jest co prawda Flamandką pochodzącą z Brugii, ale świetnie mówi po francusku, a jej dziadkowe od strony ojca byli Walonami. – Cilou jest dumna z tytułu Miss i z tego, że może reprezentować zjednoczony kraj – wyjaśnił komitet. Według jego rzecznika Walonowie źle zrozumieli przekaz. Skupili się na okładce, choć w wywiadzie Annys podkreśla, że jest przeciwna podziałowi.