Przez ostatnie dwa dni w Wiedniu było bardzo gorąco. Na ulice wyszło 15 tysięcy studentów. Dwa tysiące przyjechało z innych państw. – Nie wiem, czy są z Polski, ale przyjechali z Niemiec, Włoch, Hiszpanii – relacjonował „Rz” rzecznik studentów, przekrzykując tłum. W tym czasie tłum gwizdał i skandował antybolońskie hasła. – Proces boloński jest niesprawiedliwy i niedemokratyczny. Mówimy mu „nie”! – usłyszeliśmy.
W tym czasie w stolicach Austrii i Węgier debatowali ministrowie edukacji 46 państw – od Irlandii po Azerbejdżan. Tam postanowili uczcić 10. rocznicę wdrożenia w życie tzw. procesu bolońskiego, który zrewolucjonizował szkolnictwo wyższe i wyprowadził studentów na ulice.
Proces nazwano tak od miejsca spotkania ministrów szkolnictwa wyższego w 1999 r. Jest dobrowolną inicjatywą 46 krajów europejskich. Nie jest systemem unijnym, choć Komisja Europejska aktywnie w nim uczestniczy. Jego cel to stworzenie Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego do 2020 r.
[srodtytul]Bałagan i zamieszanie[/srodtytul]
– Proces boloński ma ułatwić porównywanie europejskich uczelni. Przez to system jest bardziej zrozumiały, a studentom łatwiej przenosić się między wydziałami, uczelniami, krajami – tłumaczy Sophia Eriksson Waterschoot z dyrekcji generalnej ds. edukacji w Komisji Europejskiej. Europejskie uniwersytety mają się stać atrakcyjne dla studentów z innych kontynentów.