Choć tym razem obeszło się bez większych ekscesów, jak zwykle impreza wywołała liczne kontrowersje. Zaprotestowali między innymi uczestnicy wydarzeń w Czerwcu ’56.
Kombatantom nie spodobało się, że demonstranci wyruszyli z placu Mickiewicza. Tam właśnie przed laty rozpoczął się robotniczy protest. Dziś wystąpienia przeciw komunistycznej władzy upamiętnia pomnik, którego głównym elementem są krzyże. – Rozpoczęcie marszu w tym miejscu jest profanacją. Trudno, abyśmy patrzyli na to z przymrużeniem oka – mówiła Aleksandra Banasiak, szefowa stowarzyszenia Poznański Czerwiec ’56. W podobnym tonie wypowiadał się Adam Kuź ze stowarzyszenia Wolne Ulice. – Krzyż jest symbolem męczeństwa, ma charakter sakralny. Jeśli chce tutaj demonstrować ktoś, kto faktycznie nie jest prześladowany, po prostu bezcześci symbol. A warto pamiętać, że bycie homoseksualistą nie jest w Polsce karalne – podkreślał.
Organizatorzy marszu odpierali zarzuty. – Robotnicy Czerwca walczyli o fundamentalne prawa obywatelskie. My domagamy się równych praw dla wszystkich ludzi. Dlatego nie uważam, abyśmy dopuścili się profanacji – twierdził Sergiusz Wróblewski, jeden z organizatorów przemarszu.Tak czy inaczej tuż przed rozpoczęciem marszu pod pomnikiem zebrała się grupa przeciwników imprezy, by „bronić krzyży przed profanacją”. Na trasie marszu było jednak spokojnie. Nieliczne grupki skandowały pod adresem demonstrantów: „pedały, zboczeńcy”, a na placu Wolności, gdzie marsz się kończył, w stronę jego uczestników poleciało kilka jaj.
Marsz Równości po raz pierwszy przeszedł ulicami Poznania w 2004 roku. Rok później prezydent Ryszard Grobelny (związany z PO) zakazał demonstracji, powołując się na względy bezpieczeństwa. Decyzję podtrzymał ówczesny wojewoda wielkopolski Andrzej Nowakowski (SLD). Po stronie organizatorów stanął jednak zarówno Wojewódzki, jak i Naczelny Sąd Administracyjny. Tegoroczny marsz jak zwykle wieńczył Dni Równości i Tolerancji.