Po co władzom taka lista? Aby mogły wywierać presję na państwowe placówki służby zdrowia, w których aborcji dokonuje się sporadycznie – odpowiadają przeciwnicy tej inicjatywy.
W Hiszpanii w 2006 r. przeprowadzono ponad 100 tys. zabiegów usunięcia ciąży. Tylko 2,5 proc. w państwowych szpitalach. Resztę wykonały prywatne kliniki, ostatnio często opisywane przez gazety z powodu zbrodniczych praktyk, których się dopuszczały. W jednej z nich ciążę usuwano nawet w siódmym miesiącu, a dzieci mielono i spuszczano do ścieków. Inna wyrzucała całkiem duże ciałka na śmietnik. Nie mówiąc o tym, że sprzątaczki udawały tam pielęgniarki, a pielęgniarki chirurgów. Prywatnymi klinikami zajęła się policja, a rząd i lewicowe media pochyliły się nad losem kobiet, które decydują się na aborcję w takich miejscach dlatego, że spotykają się z odmową w placówkach publicznej służby zdrowia.
100 tys. - tyle zabiegów aborcji dokonano w Hiszpanii w 2006 r. mimo restrykcyjnego prawa
Według dziennika “El Pais” są w Hiszpanii regiony (Murcja, Nawarra, Kastylia-La Mancha), w których aborcji nie podejmuje się żaden szpital. O pomyśle rejestrowania opornych lekarzy, który socjaliści zapisali w programie wyborczym, zbliżona do partii José Zapatero gazeta poinformowała w piątek, w dniu, gdy parlament powierzył mu funkcję szefa rządu na drugą kadencję. Premier ma więc cztery lata na spełnienie obietnic złożonych lewicowemu elektoratowi.
“El Pais” podkreśla, że celem rejestrów niechętnych aborcji lekarzy jest pogodzenie ich prawa do obiekcji natury moralnej z prawem kobiet do usunięcia ciąży. Obrońcy życia widzą w tym jednak zapowiedź liberalizacji prawa aborcyjnego.