Ekonomia według Kantora i Grotowskiego

Dziś ekonomia nie jest już gigantyczną fabryką, lecz sceną teatralną, na której sztuki reżyserują specjaliści od zarządzania i marketingu – pisze Piotr Piętak, informatyk i publicysta

Aktualizacja: 26.06.2008 06:17 Publikacja: 26.06.2008 01:44

Ekonomia według Kantora i Grotowskiego

Foto: Rzeczpospolita

Red

Zespół doradców premiera – z udziałem ekspertów firmy Ernst & Young – opracował raport na temat poziomu kapitału intelektualnego w Polsce, którego konkluzje brzmią następująco (Krzysztof Rybiński „Armaty kapitału intelektualnego” „Rzeczpospolita” 20 czerwca 2008 r.): „wiele wskaźników pokazuje, że w minionym okresie 19 lat transformacji nastąpił postęp w poziomie życia i dochodów Polaków, ale towarzyszył temu poważny regres w obszarze kapitału intelektualnego. (…) Znacząco wzrosła liczba studentów, ale jakość kształcenia jest niska”.

Doskonała znajomość i ciągłe używanie tylko jednego systemu operacyjnego – Windowsa – może spowodować u użytkowników komputerów blokadę innowacyjną

Od pięciu lat, jako doradca PiS, a także wiceminister w rządzie premiera Kaczyńskiego formułowałem takie same tezy i próbowałem uświadomić naszym politykom i elitom, że sytuacja naszego kraju jest pod względem edukacji wręcz katastrofalna, że nie nastąpił w Polsce postęp edukacyjny – jak twierdzi prezydent Rzeczypospolitej – lecz regres, że jesteśmy intelektualną kolonią Zachodu, że jak pisze autor artykułu: „obraz polskiego kapitału intelektualnego jest dramatyczny i jego niski poziom stanowi największą barierę cywilizacyjną w rozwoju naszego kraju”.

Pytanie (z lekka prowokujące) dlaczego konkluzje ekspertów zagranicznej firmy i kogoś, kto pracował na Zachodzie 20 lat są identyczne i całkowicie sprzeczne z opinią panującą wśród polskiego społeczeństwa, jest retoryczne: dlatego, że zarówno eksperci, jak i ja, oceniając kapitał intelektualny w Polsce, oceniamy go z punktu widzenia obserwatora zewnętrznego, analizując obiektywne wskaźniki rozwoju (np. ilość patentów) i abstrahujemy od korporacyjnych analiz, które mają interes w lukrowaniu rzeczywistości i wykazują się absolutnym brakiem autokrytycyzmu.

Notabene autokrytycyzm to podstawowa cecha kultury europejskiej – klasyczny przykład takiego stanowiska w artykule „Matematyka nie tylko dla twardzieli” („Rzeczpospolita” 21 maja 2008 r.), w którym czytamy: „Są dziedziny, w których Polska jest światową potęgą. Jedną z nich jest edukacja informatyczna”.

Dlaczego jednak jest tak źle? Dlaczego powoli Polska staje się peryferiami intelektualnymi cywilizowanego świata? Otóż odpowiedź jest banalna i znają ją wszyscy: dlatego, że przez ostatnie 19 lat imitowaliśmy rozwiązania wypracowane na Zachodzie i co gorsza imitowaliśmy je bezmyślnie, zapominając, że w niektórych dziedzinach nasza kultura wypracowała rozwiązania, które u nas są całkowicie zapomniane, a na Zachodzie znają je wszyscy zainteresowani.

Czy ktoś w Polsce zdaje sobie sprawę, że polski teatr zrewolucjonizował współczesną ekonomię, która – jak twierdzi np. Jeremy Rifkin – nie jest już gigantyczną fabryką, lecz sceną teatralną, na której sztuki reżyserują specjaliści od zarządzania i marketingu. W ekonomii spektaklu produkcja dóbr kultury zmienia całkowicie organizację przedsiębiorstwa podporządkowując jego codzienną aktywność regułom gry obowiązującym w teatrze.

Dlatego też niektóre wyższe szkoły zarządzania – np. w Northwestern – wprowadziły do swojego programu nauczania podstawy sztuki dramatycznej. Menedżer XXI wieku musi być dobrym aktorem, bez umiejętności gry, bez umiejętności manipulowania ludźmi za pomocą głosu, ruchów ciała, bez perfekcyjnego opanowania gestu jako „nośnika sensu” nie mógłby on zarządzać dzisiejszym przedsiębiorstwem.

Zatrzymajmy się chwilę nad tym problemem. Socjologią „teatralizacji” życia zawodowego były prace Ervinga Goffmana, jej metodologią działalność awangardowych teatrów Grotowskiego i Kantora. Na pozór pytania nurtujące obu artystów nie mają nic wspólnego z tendencjami współczesnej – nam, nie im – ekonomii: w 1944 r. Tadeusz Kantor notował „doprowadzić twór teatralny do tego punktu napięcia, gdzie krok jeden dzieli dramat od życia, aktora od widza” i po 30 latach tworzenia widowisk w teatrze Cricot 2 w następujący sposób podsumowuje swoją sceniczną filozofię: „Dramat na scenie musi się nie dziać, ale stawać, rosnąć w oczach widzów. Dramat się staje. Musi się stworzyć wrażenie jakoby rozwój wypadków był samorzutny i nieprzewidzialny”. Dokonując destrukcji teatru jako sztuki obaj wybitni artyści wyczuleni są jednocześnie na jego potęgującą się obecność w życiu.

Swoimi przedstawieniami i autokomentarzami Kantor i Grotowski przerzucają pomost pomiędzy epoką, kiedy teatr był jeszcze teatrem, a życie życiem i naszymi czasami, kiedy najlepszą sztuką – co prawda coraz mniej zrozumiałą – jest codzienna egzystencja. To nie przypadkiem w ich przedstawieniach widzowie stają się aktorami, a scena i widownia są instalowane w szatni, gdzie wszyscy razem odgrywają życio-teatr.

Kiedy gramy? Kiedy jesteśmy – i czy jest to w ogóle możliwe – autentyczni? Pytania pisarza Witolda Gombrowicza stają się obsesją reżysera Jerzego Grotowskiego. Śledząc eksperymenty Grotowskiego przeprowadzane w teatrze Laboratorium i jego kolejne inscenizacje – np. „Książe Niezłomny” czy „Apocalypsis cum figuris” – widzowie stawiali sobie mimo woli pytania: dlaczego gest powitania przypomina często gest pożegnania, czy nasze ciało mogłoby się poruszać inaczej, dlaczego chodzimy na nogach, a nie na rękach?

To samo można powiedzieć o Kantorze, którego artystyczny wysiłek polegał głównie na zacieraniu wszystkich granic istniejących między sceną a życiem. Artur Sandauer, podsumowując jego działalność, stwierdził: „Stajemy wobec zjawiska paradoksalnego: teatru, który udaje, że teatrem nie jest, starannie wyreżyserowanego widowiska, które podaje się za próbę, działalności wreszcie reżysera, która chce uchodzić za improwizację – sztuki słowem, która chce stać się rzeczywistością”.

Fachowcy od marketingu rozpoznają w tych zdaniach opis swojego życia zawodowego. Bo czymże innym jest współczesny akt kupna-sprzedaży jak nie „wyreżyserowanym widowiskiem”, „teatrem, który udaje, że teatrem nie jest”? Kantor i Grotowski w trakcie kolejnych aktów destrukcji teatru, sceny, aktora tworzyli jednocześnie teologiczne scenariusze niezbędne do funkcjonowania kulturowego kapitalizmu, byli – zachowując wszystkie proporcje – jego Lutrem i Kalwinem, bez których (według analiz Maksa Webera) pojawienie się kapitalizmu przemysłowego byłoby praktycznie niemożliwe.

Wpływ wybitnych polskich artystów nie był rzecz jasna porównywalny z historyczną rolą odegraną przez XVI-wiecznych teologów, lecz niewątpliwie przyczynili się oni do ukształtowania kultury gospodarczej nowej ekonomii i dlatego – między innymi – są tak wysoko cenieni na Zachodzie. Czy my jednak o tym wiemy? Czy zdajemy sobie sprawę, że nasza kultura i tradycja często zawierała odkrycia stanowiące bazę współczesnej ekonomii i (technologii także, o czym za chwilę)? Co z tego wynika dla nas?

Otóż, po pierwsze wynika z tego, że Ministerstwo Kultury jest także Ministerstwem Ekonomii, że inwestując np. w rozwój teatrologii, powinno się jednocześnie nawiązać współpracę ze szkołami zarządzania, a także opracowywać wspólne programy rozwoju z Ministerstwem Gospodarki, ponieważ wszelkie innowacyjne działania inicjowane są w „gospodarce napędzanej wiedzą” na przecięciu sztywnego resortowego funkcjonowania naszych ministerstw, po drugie państwo powinno inwestować w całość kultury i stworzyć wspólnie z przedsiębiorstwami instytuty badające zależności między np. reklamami i polską poezją. Przecież reklamy odwołujące się do tradycji polskiej groteski są oglądane najchętniej.

Lekceważenie – w okresie transformacji – całej naszej tradycji intelektualnej doprowadziło do tego, że nawet odkrycia logiczne twórców szkoły lwowsko-warszawskiej Łukasiewicza, Leśniewskiego, Tarskiego – tak podziwiane w Europie i USA – są u nas praktycznie nieznane. A odkrycia te zrewolucjonizowały zasady programowania. We Francji już w szkołach średnich licealiści uczą się zapisywać działania matematyczne w formie „l’expression polonaise”.

Słynne wyrażenie, które zna każdy informatyk „i ++”, było wymyślone właśnie przez polskich logików i wykorzystane po raz pierwszy w budowie systemu Unix, starszego brata Linuksa, systemu, który w przeciwieństwie do Windowsa umożliwia czytanie programów informatycznych, czyli umożliwia zrozumienie jak – na jakich zasadach – zbudowany jest komputer, Internet.

Nauka tego systemu w szkołach średnich jest moim zdaniem podstawowym warunkiem wyrwania naszego kraju z niszy cywilizacyjnej, w jakiej w tej chwili się znajduje. Dlaczego? Istnienie małych i dużych przedsiębiorstw zależy – o wiele bardziej niż w przeszłości – od stopnia autonomii ich personelu. Znikają hierarchiczne struktury, upowszechnia się coraz bardziej horyzontalny typ relacji organizacyjnych, w których zakres odpowiedzialności każdego pracownika wzrasta niepomiernie w porównaniu z zasadami pracy obowiązującymi w przedsiębiorstwie XX w.

W tych warunkach wartość pracownika nie jest wyznaczona tylko przez studia wyższe, lecz także przez typ otrzymanej w szkole edukacji. W elektronicznej ekonomii pracownik musi umieć przystosować się do ciągle zmieniającego się kontekstu ekonomicznego i technologicznego, co wymaga stałego podnoszenia kwalifikacji. Warunkiem skutecznej pracy jest szybkość, z jaką analizuje się i absorbuje zmianę, ponieważ zmiana jest cechą charakterystyczną naszej cywilizacji.

Paradoksalnie, doskonała znajomość i ciągłe używanie tylko jednego systemu operacyjnego (Windowsa) utrudnia – a czasami wręcz uniemożliwia – naukę innych opartych na odmiennych zasadach oprogramowań. Ekonomiści nazywają to zjawisko blokadą innowacyjną. Dlatego pluralizm metodologiczny w nauczaniu informatyki jest konieczny właśnie z punktu widzenia praw rządzących ekonomią elektroniczną, szkoła powinna uczyć uczenia się. Ciągła nauka – to jest aksjomat XXI wieku – stała się częścią naszego życia zawodowego i codziennego.

W opinii ekonomistów to system edukacyjny decyduje o miejscu zapóźnionych cywilizacyjnie społeczeństw – takich jak Polska – w światowym podziale pracy. Czy jest jednak możliwe – biorąc pod uwagę ilość godzin przeznaczonych na naukę informatyki w szkole – zaznajomienie uczniów z dwoma systemami operacyjnymi, co oprócz ewidentnie korzystnej dla pedagogiki wykładu różnorodności metodologicznej, umożliwiłoby również praktyczne zrozumienie przez młodzież zasady konkurencji, na której oparta jest współczesna ekonomia? Byłby to niewątpliwie eksperyment, ale nauczanie informatyki jest ciągłym eksperymentem.

Konkurencja informatyczna – gdyż używając różnych systemów uczniowie porównują je i oceniają – w szkole jest ważna także z innego powodu: gwarantowałaby niezależność programów szkolnych od strategii marketingowej przedsiębiorstw produkujących oprogramowania oparte na prawie własności. Powszechnie wiadomo, że przedsiębiorstwa te traktują systemy edukacyjne jako doskonałe narzędzia do zaznajamiania i – co gorsza – do przyzwyczajania uczniów do używania w przyszłości swoich produktów.

Jeżeli uważamy, że celem nauki informatyki w szkole nie jest wychowywanie konsumentów używających automatycznie – czyli bezmyślnie – oprogramowań potężnych firm takich jak Microsoft, lecz kształcenie podstaw metodologicznych informatyki i nabywania umiejętności obsługiwania narzędzi informatycznych zbudowanych według różnorodnych zasad, to wniosek wydaje się być oczywisty. Dodam, że nauka Linuksa przyczyni się do matematyzacji edukacji. To są reformy niezbędne, niestety, aby je przeprowadzić, trzeba zrezygnować z resortowego zarządzania naszym krajem, ponieważ Ministerstwo Edukacji mogłoby wprowadzić naukę Linuksa tylko za pomocą MSWiA, które jest także ministerstwem informatyzacji.

Każda próba reformy – próbowałem, to wiem – nauczania informatyzacji rozbija się o strukturę naszego rządu opartego na resortowych ministerstwach, które są wcielonym zaprzeczeniem współczesności. Zlikwidujmy „Polskę resortową”, to wtedy będziemy mogli zacząć rozmawiać o kapitale intelektualnym w Polsce.

Autor jest informatykiem, był doradcą PiS i wiceministrem w MSWiA od 8 maja 2006 r. do 21 listopada 2007 r.

Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie