Artur Krawczyk, ortopeda z Wrocławia, od lat planuje urlop tak, by wypadał akurat na czas igrzysk. Powód? Chce w spokoju śledzić zmagania sportowców. Zwykle wyjeżdża wtedy z miasta. – Teraz jestem w Pobierowie. Podczas igrzysk w Atenach również byłem nad morzem – wspomina.
Jednak nawet oglądanie transmisji na wakacjach wymaga niezłej organizacji czasu. Zwłaszcza gdy na wypoczynek wyjeżdża się z rodziną. Doświadcza tego Jerzy Fedorowicz, krakowski aktor i poseł PO, który spędza urlop nad Balatonem.
– Wiem, co się dzieje w Pekinie, dzięki transmisjom Eurosportu. Gdy kobiety przygotowują śniadanie, już jestem przed telewizorem. Oglądam relacje aż do wyjścia na plażę, które staram się odkładać. A i tak potem wpadam co jakiś czas do knajpek, gdzie mają telewizory – opowiada.
Ale nie wszyscy kibice są w tak komfortowej sytuacji. Większość z nich musi dzielić czas pomiędzy transmisje z Pekinu a zawodowe obowiązki.Sławomir Kazimierczuk z Leszna jest kierownikiem działu w firmie produkującej umywalki. Do pracy jeździ przed szóstą rano. Kończy ją po południu. A właśnie na ten czas przypada najwięcej relacji z igrzysk. – Nie chcę śledzić wszystkich konkurencji. Interesują mnie gry zespołowe, tenis ze względu na Agnieszkę Radwańską, no i żeglarstwo, bo to moje hobby – wylicza.
Telewizor włącza już przed pójściem do pracy. – Ale dużo przecież nie obejrzę – mówi. Wygląda więc na to, że – przynajmniej w dni powszednie – jest skazany na emitowane wieczorem powtórki albo życzliwość szefa. – Może pozwoli choć zerknąć na jakiś finał z udziałem Polaków. Telewizory stoją u nas w stołówce i portierni. Jeśli nie, zostaje jeszcze radio – zaznacza Kazimierczuk.