Rodzice, którzy zażądali, aby nowe uczennice zostały usunięte ze szkoły, zostali oskarżeni o rasizm i chęć wprowadzenia segregacji rasowej do publicznej szkoły. Przekonują jednak, że w całej sprawie nie chodzi wcale o uprzedzenia rasowe. Kieruje nimi „troska o poziom nauczania”. – Do naszej szkoły wsadzili już dzieci z Afryki, a teraz bez pytania nas o zgodę dodali jeszcze arabskie dzieciaki – powiedziała jedna z matek, cytowana przez „Jerusalem Post”.

Według niej dziewczynki nie potrafią nawet dobrze mówić po hebrajsku, a co za tym idzie, utrudniają prowadzenie lekcji. – Każdy, kto nie rozumie, dlaczego jesteśmy tym zmartwieni, powinien pójść do innych szkół w naszej okolicy. Wszędzie zaczynało się od kilku uczniów, a potem okazywało się, że szkoły są pełne uchodźców – podkreśliła chcąca zachować anonimowość matka.

Choć w Izraelu w wielu miastach i miasteczkach mieszkają obok siebie Żydzi i Arabowie, na ogół dzieci z obu społeczności uczą się w odrębnych szkołach. Mimo to Ministerstwo Edukacji stanęło po stronie dziewczynek. „Uczennice są izraelskimi obywatelkami i mieszkają w rejonie, który podlega tej szkole. Mają więc takie samo prawo jak inne dzieci, aby do niej chodzić” – napisano w oświadczeniu resortu.