"W niedzielę rano przyszła jakaś pani i go zabrała, ale myślę, że wróci, bo się z nami nie pożegnał. Sądzę, że ta kobieta po prostu zabrała go, żeby pokazać mu miasto" – opowiadała Ana Elena Ruiz pracująca w lotniskowej kawiarni Cinnamon Rolls.
Historia Nohary przypomina scenariusz filmu Stevena Spielberga. Tym razem miejscem akcji był jednak nie Nowy Jork, ale Terminal 1 lotniska Benito Juareza w stolicy Meksyku. Japończyk przyleciał tu prawie cztery miesiące temu z Tokio z przesiadką w San Francisco. Miał kontynuować podróż do Brazylii, ale z niewiadomych przyczyn pozostał w Meksyku.
Początkowo brano go za zwykłego turystę, ale po kilku dniach pracownicy lotniska zauważyli, że codziennie odwiedza bary szybkiej obsługi. Gdy pytano go, dlaczego został na Terminalu 1, odpowiadał, że nie wie. „Nie ma żadnego szczególnego powodu, dla którego wybrałem Meksyk. Ale skoro muszę już odpowiedzieć na to pytanie, niech będzie, że chciałem pooddychać meksykańskim powietrzem na lotnisku” – oznajmił nękany przez media.
Japończyk twierdził, że nie mówi po angielsku, ale jest w stanie powiedzieć kilka zdań po hiszpańsku. "Nie możemy podjąć wobec niego żadnych kroków" – tłumaczył hiszpańskojęzycznemu serwisowi BBC rzecznik lotniska Victor Manuel Mejia. Miał ważny paszport, wizę, która wygasa dopiero w marcu 2009 roku, i bilet powrotny. Nie zakłócał porządku. Był spokojny, często się uśmiechał. Nikomu nie przeszkadzał. Spał na podłodze, mył się w łazience, a całe dnie spędzał w strefie restauracji i kawiarni. Jadał w drogich restauracjach. Za posiłki płacił kartą kredytową. Kupował sobie nawet ubranie w lotniskowych butikach. Jedynym problemem – według rzecznika lotniska – było to, że sądząc po zapachu, bardzo dawno się nie kąpał. To nie przeszkadzało jednak pasażerom w nawiązywaniu z nim kontaktów. Częstowali go jedzeniem, ktoś podarował mu koc. Robili mu zdjęcia. Dla mediów stał się lokalną osobliwością. Przeprowadzały z nim wywiady, w telewizji można było zobaczyć ze szczegółami, co robił w ciągu dnia. Boże Narodzenie spędził w towarzystwie mężczyzny o azjatyckich rysach.
Wszyscy na wyścigi próbowali znaleźć logiczne wytłumaczenie zachowania Japończyka. Ana Elena Ruiz z Cinnamon Rolls jest przekonana, że przeżył zawód miłosny. Według innej wersji Japończyk czekał, aż przygarnie go jakaś meksykańska rodzina.