Pomysł takiego podatku forsuje bawarska CSU. Udowadnia, że takie rozwiązanie miałoby zmniejszyć wpływy zagranicznych instytucji na kształt islamu w Niemczech. To one, zwłaszcza Turcja oraz w mniejszym stopniu Arabia Saudyjska, finansują w większości działalność meczetów oraz opłacają bezpośrednio imamów.
W całym kraju działa ok 2,5 tys. meczetów z czego ponad 900 finansowych jest przez Diyanet, turecką państwową instytucję ds. religii. Działający w nich imamowie są w większości nie tylko opłacani przez rząd turecki, ale delegowani do pracy w Niemczech. Często bez znajomości języka niemieckiego, kultury czy zwyczajów. W rezultacie głoszone przez nich idee islamu są nierzadko w sprzeczności z niemieckim porządkiem prawnym.
- Meczety muszą się tak zorganizować, żeby odpowiadały wymogom określanym przez konstytucję, umożliwiającym współpracę z instytucjami państwowymi - podkreślił niedawno Horst Seehofer szef niemieckiego MSW w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, wieloletni przewodniczący CDU, którym pozostanie jeszcze do połowy stycznia.
Stąd pomysł, aby meczety finansowały się same z pieniędzy wiernych będących członkami gmin wyznaniowych. Miałby to uwolnić muzułmańskie gminy wyznaniowe od obcych wpływów. Innymi słowy sprzyjać kształtowaniu się europejskiego islamu, co jest nieskrywanym celem władz państwowych.
Problem w tym, że jest to zadanie niezwykle skomplikowane. Oznaczałoby w gruncie rzeczy przyznanie muzułmanom w Niemczech takiego samego statusu jak wyznaniom chrześcijańskim oraz judaizmowi. Chodzi głównie status instytucji prawa publicznego.