„Ponieważ nie ma uregulowań prawnych, daje to pole do popisu dla naciągaczy”– ostrzega dyrektor meksykańskiego Laboratorium Analiz Klinicznych Biogen Roberto Guevara, cytowany przez BBC Mundo.
Na stronie internetowej firmy Mexigen SA „zdrady” umieszczono w ofercie usług pomiędzy analizami pokrewieństwa a badaniami z dziedziny medycyny sądowej. „Niekiedy podejrzewamy, że nasz partner nie był nam wierny. Pojawia się problem, jak to sprawdzić. Jeśli tak jest, możemy ci pomóc” – kusi laboratorium.
Jak? Na bieliźnie osobistej, podpasce, ręczniku, ubraniu żony podejrzewanej o zdradę z pewnością pozostały ślady nasienia lub śliny kochanka. Wystarczy wysłać coś z tych rzeczy do laboratorium, a potem porównać DNA z materiałem genetycznym domowników, by przekonać się, czy w życiu bliskiej nam osoby naprawdę pojawił się inny. Podobnych dowodów dostarczą włosy, pety, wyplute gumy do życia czy nieumyte szklanki po napojach chłodzących. W ten sposób stwierdzimy, czy obcy był w naszym domu lub obściskiwał bliską nam osobę gdzie indziej.
To jednak dopiero połowa sukcesu, bo laboratorium nie ustali, kim jest X, jeśli nie wskażemy mu podejrzanych i nie podeślemy materiału porównawczego (włosa, zużytej gumy, peta itp.).
Dyrektor Mexigen Jorge Guillen przyznaje w rozmowie z BBC Mundo, że jego laboratorium bada na razie nie więcej niż dziesięć przypadków rocznie, ale przypisuje to brakowi nie tyle zainteresowania potencjalnych klientów, ile wiedzy o tego rodzaju usługach. Dlatego w Internecie pojawia się coraz więcej ogłoszeń w stylu „Dowiedz się prawdy, DNA nie kłamie”.