Referendum- bat na urzędników

Mieszkańcy coraz częściej sięgają po referendum jako instrument nacisku na władzę

Publikacja: 03.09.2012 22:04

Poznaniacy nie chcą straży miejskiej i płatnego parkowania. Żądają też obniżki cen biletów komunikac

Poznaniacy nie chcą straży miejskiej i płatnego parkowania. Żądają też obniżki cen biletów komunikacji miejskiej

Foto: Fotorzepa, Mariusz Forecki Mar Mariusz Forecki

„Członkowie wspólnoty samorządowej mogą decydować w drodze referendum o sprawach dotyczących tej wspólnoty” - głosi Konstytucja RP. Do tej pory narzędzie demokracji bezpośredniej, jakim jest referendum lokalne, najczęściej było wykorzystywane do prób - zwykle nieudanych - odwołania lokalnych władz. Teraz poznaniacy tą drogą chcą mieć wpływ na sytuację w mieście.

„Nie” dla strażników i płatnego parkowania

Niedawno powstałe stowarzyszenie „Tak dla Poznania” od niespełna tygodnia zbiera podpisy pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w mieście.

Ma być dość nietypowe, nie chodzi w nim bowiem o odwołanie budzącego w mieście wiele kontrowersji prezydenta Ryszarda Grobelnego. Stowarzyszenie stawia trzy postulaty: likwidacji straży miejskiej i strefy płatnego parkowania i obniżenia cen biletów za przejazdy komunikacją miejską.

- To problemy dostrzegane i bardzo często poruszane na publicznych forach przez mieszkańców. Mamy niewydolną strefę parkowania, kosztowną i nieudolną straż miejską, bardzo drogą komunikację - mówi „Rz” Przemysław Piasta, szef stowarzyszenia „Tak dla Poznania” i były wicemarszałek sejmiku wielkopolskiego (w ubiegłorocznych wyborach startował z list PJN).

Piasta dysponuje też wyliczeniami, które - jak mówi - uzasadniają postulaty.

- Koszt utrzymania straży miejskiej to ok. 17 mln zł rocznie, z tego 4 mln zł to pensje strażników. Wpływy z SPP ledwo to pokrywają, bo też wynoszą ok. 17 mln zł. Likwidacja zarówno straży, jak i strefy zbilansowałaby się wzajemnie - tłumaczy Piasta.

To, czy do referendum w ogóle dojdzie, zależy od samych poznaniaków. Inicjatorzy akcji mają bowiem 60 dni na zebranie ok. 43 tys. podpisów. Na razie działacze stowarzyszenia są dobrej myśli, bo przez pierwsze trzy dni zebrali ponad tysiąc podpisów. A w tym tygodniu w mieście ma stanąć ok.20 punktów „werbunkowych”.

A to niejedyna przymiarka do referendum, jaka w tym roku czeka mieszkańców Poznania. Zimą SLD chce rozpocząć akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o odwołanie prezydenta miasta Ryszarda Grobelnego. Powód - kryzys finansów miejskich. Nieoficjalnie radni mówią „Rz”, że w październiku może zabraknąć w miejskiej kasie pieniędzy np. na wypłaty dla nauczycieli.

Biorą sprawy w swoje ręce

Polacy w „małych ojczyznach” coraz chętniej sięgają po referenda lokalne. - Daje się zauważyć taki trend sięgania po instrument demokracji bezpośredniej, pewnego nacisku na władze, jakim jest referendum. Ma to miejsce zwłaszcza w mniejszych społecznościach, gdzie łatwiej dotrzeć do obywateli - uważa dr Maciej Drzonek, politolog.

I tak np. w wyniku referendum, które odbyło się w niedzielę, mieszkańcy Kłodawy odwołali z funkcji burmistrza miasta Józefa Chudego. A w czerwcu w ten sam sposób z funkcją burmistrza Ostródy pożegnał się Olgierd Dąbrowski. Z kolei w marcu tego roku w referendum mieszkańcy gminy Nowinka (Podlaskie) odwołali całą radę gminy sparaliżowaną przez wewnętrzne kłótnie.

Ale eksperci zwracają uwagę, że często sami mieszkańcy nie zdają sobie sprawy z realnej siły oddziaływania na władze, jaką daje im lokalne referendum. Nieważne na przykład okazało się czerwcowe referendalne głosowanie w Gryfinie w sprawie lokalizacji elektrowni jądrowej. Poszło głosować zaledwie 13,79 proc. uprawnionych obywateli (wymóg - frekwencja minimum 30 proc.). W sierpniu okazało się też, że nie będzie referendum w Rybniku w sprawie likwidacji straży miejskiej. Inicjatorom - członkom Kongresu Nowej Prawicy - zabrakło 1,5 tys. podpisów. Wystarczającej liczby podpisów nie zebrali też inicjatorzy referendum w sprawie odwołania prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej (PO).

- Problemem jest to, że ludzie w ogóle nie chcą chodzić na wybory. Nie wierzą w siłę głosu oddanego przy urnie - mówi „Rz” dr Drzonek. - Edukacja obywatelska powinna iść właśnie w kierunku przekonywania, że społeczności lokalne mają realny wpływ na to, co się dzieje na ich terenie - dodaje.

Aktywność „małych ojczyzn” często przyjmuje jednak zaskakujące formy. Mieszkańcy wsi Bieczyno w 2010 r. całkowicie zbojkotowali wybory prezydenckie i wcześniejsze europarlamentarne. 140 uprawnionych wyborców pozostało w domach. Chcieli w ten sposób zmusić władze gminy do budowy drogi. I udało im się.

„Członkowie wspólnoty samorządowej mogą decydować w drodze referendum o sprawach dotyczących tej wspólnoty” - głosi Konstytucja RP. Do tej pory narzędzie demokracji bezpośredniej, jakim jest referendum lokalne, najczęściej było wykorzystywane do prób - zwykle nieudanych - odwołania lokalnych władz. Teraz poznaniacy tą drogą chcą mieć wpływ na sytuację w mieście.

„Nie” dla strażników i płatnego parkowania

Pozostało 90% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni