Pracownicy PAH ostrzelani w Sudanie

Dwóch kenijskich pracowników Polskiej Akcji Humanitarnej zostało ostrzelanych w Sudanie Południowym. To pierwszy tego typu przypadek w całej historii tej misji

Aktualizacja: 30.01.2013 12:33 Publikacja: 30.01.2013 12:18

Sudan Południowy

Sudan Południowy

Foto: AFP

Do incydentu doszło w niedzielę 27 stycznia w leżącym w stanie Jonglei mieście Pibor, gdzie od lata 2012 r. trwają bratobójcze walki między wojskami państwowej armii SPLA a rebeliantami Davida Yau Yau.

W chwili wybuchu walk w Piborze nie było Polaków, a jedynie kenijscy pracownicy PAH: John Paul Mugo i Thomas Odari. Obaj przebywali na terenie zaprzyjaźnionej organizacji pozarządowej InterSOS, która również prowadzi działalność w tym rejonie. Około 13.45 usłyszeli silną eksplozję dobiegającą z miejscowego rynku. Jak się okazało, spowodował ją ręczny granat, który żołnierze państwowej armii chcieli odebrać przedstawicielowi rebeliantów. Rozpoczęła się wymiana ognia między armią a partyzantką.

Żołnierz prawdopodobnie nie wiedział, że strzela do przedstawicieli organizacji humanitarnych, które generalnie nie są celem ataków ani południowosudańskiej armii, ani rebeliantów.

Po kilku godzinach pracownicy PAH dostali wiadomość o przybyciu na miejsce m.in. dwóch transporterów opancerzonych należących do ONZ. Pod opieką sił pokojowych spędzili noc, a następnie zostali ewakuowani do Dżuby. Według oficjalnych informacji, w niedzielnych walkach w Piborze zginęło pięć osób. Nieoficjalnie mówi się, że ofiar było więcej. Wiadomo, że spłonęła znaczna część domostw, głównie zbudowanych z łatwopalnych materiałów tradycyjnych chat „tukuli".

To pierwszy tak poważny incydent w trakcie sześcioletniej działalności PAH w Sudanie Południowym.

Bratobójcze walki w stanie Jonglei nasiliły się po tym, jak w lipcu 2011 r. Sudan Południowy ogłosił niepodległość. Według ONZ od tego czasu zginęło tam ok. 1,5 tys. osób, jednak szacuje się, że liczba ta może być dużo większa.

Do incydentu doszło w niedzielę 27 stycznia w leżącym w stanie Jonglei mieście Pibor, gdzie od lata 2012 r. trwają bratobójcze walki między wojskami państwowej armii SPLA a rebeliantami Davida Yau Yau.

W chwili wybuchu walk w Piborze nie było Polaków, a jedynie kenijscy pracownicy PAH: John Paul Mugo i Thomas Odari. Obaj przebywali na terenie zaprzyjaźnionej organizacji pozarządowej InterSOS, która również prowadzi działalność w tym rejonie. Około 13.45 usłyszeli silną eksplozję dobiegającą z miejscowego rynku. Jak się okazało, spowodował ją ręczny granat, który żołnierze państwowej armii chcieli odebrać przedstawicielowi rebeliantów. Rozpoczęła się wymiana ognia między armią a partyzantką.

Społeczeństwo
Gwardia Narodowa na ulicach Los Angeles. Protesty przeciwko polityce Donalda Trumpa ws. migracji
Społeczeństwo
Protesty w Los Angeles, Trump wysyła Gwardię Narodową. Gubernator: Chce widowiska
Społeczeństwo
Już nie USA i nawet nie Ukraina. Kogo Rosjanie uważają za głównego wroga?
Społeczeństwo
Francja wydaje wojnę pornografii. Serwisy dla dorosłych protestują
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Społeczeństwo
10-letnia ofiara gwałtu zmarła, bo zwlekano z przyjęciem jej do szpitala. Fala oburzenia w Indiach