Korespondencja z Brukseli
Gdy w czerwcu tego roku umierała w Kanadzie Grizelda Kristina, wraz z nią odchodził z tego świata język liwski. Co prawda są jeszcze ludzie znający liwski, ale 103-letnia Łotyszka, która w 1944 roku wyemigrowała do Kanady, była ostatnią osobą, dla której był to język ojczysty.
To jego nauczyła się w domu i używała w rozmowach z rodzicami. Liwski, bliższy raczej estońskiemu niż łotewskiemu, należy do grupy języków ugrofińskich. Jeszcze w XII wieku był używany przez mieszkańców większości dzisiejszego terytorium Łotwy, potem stał się językiem mniejszości na północno-zachodnim jego skrawku, a po II wojnie światowej został zupełnie zaniedbany.
Jeszcze w 2012 roku dziennikarzom udało się dotrzeć do Grizeldy Kristiny i ta płynnym liwskim opowiadała o swoim dzieciństwie. Mimo że rodzinnego języka właściwie od 50 lat nie używała na co dzień.
Dobrze zbadana Europa
Dla Europy jej śmierć była smutnym momentem, bo umniejszyła bogactwo kulturowe. UNESCO szacuje, że co dwa tygodnie umiera na świecie jeden język, ale akurat w Europie przypadki śmiertelne zdarzają się znacznie rzadziej.