O 3,5 proc. realnie, czyli uwzględniając inflację, wzrosły nasze zarobki w 2014 r. – wynika z wyliczeń „Rzeczpospolitej", na podstawie najnowszych danych GUS i NBP. To najlepszy wynik od sześciu lat. Ostatni tak dobry rok mieliśmy w 2008 r. – wtedy pensje realne zwiększyły się o 5,9 proc. Później ich wzrost wyhamował – wahał się od najgorszego wyniku w 2012 r. – wtedy płace wzrosły zaledwie o 0,1 proc., do 2,8 proc. w 2013 r.
Pomaga deflacja
Skąd wiadomo, że ubiegły rok był tak dobry? GUS opublikował w ubiegłym tygodniu informację o tym, o ile wzrosły pensje w ciągu trzech kwartałów minionego roku. Wynik to 3,7 proc. (średnia pensja wynosi 3,8 tys. zł). Można szacować, na podstawie danych z poprzednich lat, że taki wzrost utrzyma się także w IV kw. i w całym roku wyniesie w okolicach 3,7–3,6 proc.
Od tego tzw. nominalnego wzrostu (bez uwzględnienia wzrostu cen) trzeba odjąć średnioroczną inflację. A ta była wyjątkowo niska. Przypomnijmy, że od lipca utrzymuje się deflacja (ceny, porównując je rok do roku, maleją) i możemy spodziewać się ich minimalnego wzrostu. Z opublikowanej w październiku tzw. prognozy centralnej dotyczącej średniorocznej inflacji (badanie NBP) wynika, że wyniesie ona zaledwie 0,2 proc. Taki wynik sugerują też odczyty GUS (na przykład w listopadzie spadek cen wyniósł aż 0,6 proc.). Jeśli odejmiemy tę wartość od wzrostu płac (3,7 proc.), uzyskamy realną dynamikę płac na poziomie 3,5 proc.
Firmy dają podwyżki
Eksperci tłumaczą wysoki wzrost płac nie tylko niespodziewanie niską inflacją. Prof. Joanna Tyrowicz z NBP wskazuje, że nie jest to zaskoczeniem.
– Wynika nie tylko z poprawy sytuacji gospodarczej, ale także z tego, że w poprzednich latach firmy wstrzymywały się z podwyżkami, bo nie były pewne przyszłości. Podwyżki mają więc charakter niejako kompensacji wcześniejszego zaciskania pasa – mówi nam prof. Tyrowicz.