NIK skontrolowała, jak w ostatnich dwóch latach działał system szkolnictwa wojskowego. Z dokumentu, do którego dotarła „Rz”, wynika m. in., że absolwenci studiów cywilnych nie garną się do wojska, a to właśnie częściowo spośród nich miał się wywodzić korpus dowódców plutonów.
Kontrolerzy NIK piszą, że z przewidzianych do przeszkolenia wojskowego 1,5 tys. absolwentów uczelni cywilnych w ostatnich trzech latach do studium oficerskiego przyjęto jedynie 800 osób. Na koniec stwierdzają: „Stworzyło to w ocenie NIK realne zagrożenie, iż już od 2008 r. do obsadzenia pierwszych stanowisk oficerskich na potrzeby Sił Zbrojnych może brakować nawet ponad 1000 oficerów”.
– To może być duży problem dla wojska, bo dowódcy plutonów to najniższe, ale bardzo istotne ogniwo systemu dowodzenia – komentuje gen. Stanisław Koziej, ekspert wojskowy.
Jak zapewniają nas wojskowi, na razie jeszcze armia nie odczuwa negatywnych skutków braku oficerów. – Jeżeli takie się pojawią, trzeba będzie reagować. Jednym z rozwiązań, ale na pewno nie długofalowym, może być przedłużanie kontraktu na zajmowanym stanowisku służbowym. Zwykle taka kadencja trwa trzy lata – mówi ppłk Sławomir Lewandowski, rzecznik Dowództwa Wojsk Lądowych.
– Kiedy kilka lat temu przyjmowano założenie, że absolwenci uczelni cywilnych będą mogli po rocznych kursach wojskowych objąć najniższe stanowiska oficerskie w wojsku, w Polsce było ok. 20-procentowe bezrobocie. Wtedy praca w wojsku wydawała się wielu absolwentom atrakcyjna. Dziś to się zmieniło – uważa Janusz Zemke z LiD, szef Sejmowej Komisji Obrony Narodowej, były wiceminister obrony. Jego zdaniem trzeba rozwiązać ten problem. – Niestety, nie zniknie on szybciej niż za kilka lat i to pod warunkiem, że resort obrony już teraz poważnie zajmie się sprawą – dodaje Zemke.