Piloci nie oddali sterów samolotu

Do katastrofy CASY mogło nie dojść, gdyby armia nie zlekceważyła zaleceń komisji badającej wypadek Su-22 w 2003 roku – dowiedziała się „Rz”

Aktualizacja: 05.04.2008 12:38 Publikacja: 05.04.2008 06:54

Bogdan Klich zapewnia, że w kabinie nie było nikogo prócz załogi. Na zdjęciu: wraz z płk Zbigniewem

Bogdan Klich zapewnia, że w kabinie nie było nikogo prócz załogi. Na zdjęciu: wraz z płk Zbigniewem Drozdowskim, przewodniczącym Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Cały raport na temat przyczyn styczniowej katastrofy CASY przygotowany przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych pod kierunkiem płk. Zbigniewa Drozdowskiego odtajniono w piątek. Decyzję o tym podjął minister obrony Bogdan Klich, kiedy radio TOK FM podało informację, że podczas lądowania za sterami samolotu mógł siedzieć nie członek załogi, lecz jeden z pasażerów.

– To jedyny sposób, by zapobiec spekulacjom i plotkom, które pojawiają się w środkach masowego przekazu – tłumaczył. Płk Drozdowski zaprzeczył, by piloci oddali stery postronnej osobie. Dowodzić tego mają zapisy rozmów między samolotem a lotniskiem.

Jak ustaliła „Rz”, wnioski zawarte w raporcie są zbieżne z tymi, które znalazły się w podobnym dokumencie sporządzonym przez komisję badającą zestrzelenie Su-22 przez wojska obrony przeciwlotniczej w czasie ćwiczenia taktycznego Wojsk Lądowych na poligonie w Wicku Morskim w 2003 r. W tamtym raporcie autorstwa płk. Ryszarda Michałowskiego, który pozostał tajny, napisano, że na lotniskach w Świdwinie i Mirosławcu szwankują procedury oraz konfiguracja urządzeń i przyrządów – twierdzą informatorzy „Rz”. Ich zdaniem gdyby armia nie zlekceważyła zaleceń komisji, nie doszłoby do katastrofy CASY.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w wypadku sprzed pięciu lat omal nie zginął gen. Andrzej Andrzejewski. Wówczas udało mu się w porę katapultować. 23 stycznia w katastrofie CASY pod Mirosławcem, dowódca 1. Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie nie miał już, niestety, tyle szczęścia.

Z raportu w sprawie CASY wynika, że załoga do końca nie była świadoma powagi sytuacji, dlatego w porę nie zareagowała. Przy drugim podejściu do lądowania zaczęły się problemy. Załoga wyłączyła autopilota, by łatwiej naprowadzić maszynę na pas startowy. „Od tego czasu zaczęło się stopniowe przechylanie samolotu w lewo, którego pilot nie kontrolował według wskazań przyrządów. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że na dziewięć sekund przed zderzeniem samolotu z ziemią (...) członkowie załogi spojrzeli poza kabinę samolotu, skupiając uwagę wyłącznie na poszukiwaniu podejścia, świateł i drogi startowej” – czytamy w raporcie.

W tym czasie nikt nie kontrolował wskaźników. Wskutek utraty siły nośnej maszyna coraz bardziej się przechylała w lewo i coraz szybciej opadała. W kabinie wyłączona była sygnalizacja dźwiękowa, która powinna o tym ostrzegać. Sygnał ostrzegawczy załoga powinna otrzymać osiem sekund przed zderzeniem samolotu z ziemią. Tak się jednak nie stało. Dwie sekundy przed tragedią wieża kontroli lotów przekazała załodze ostatnią komendę, która pozostała już bez odpowiedzi.

O 19.07 CASA zderzyła się z ziemią w odległości 1300 m od początku pasa startowego. Samolot spadł na zalesiony teren z prędkością 272 km na godzinę. Do katastrofy przyczyniły się fatalna pogoda, błędy pilota i obsługi naziemnej oraz nieprawidłowy dobór załogi.

– Po przeanalizowaniu raportu szef Sztabu Generalnego przekaże dowódcy sił powietrznych pakiet wniosków i zaleceń do dokonania pilnej weryfikacji i wyeliminowania nieprawidłowości – mówi płk Sylwester Michalski, rzecznik szefa Sztabu Generalnego.

Zdaniem Tomasza Hypkiego, sekretarza Krajowej Rady Lotnictwa, przyczyną katastrofy są braki w systemie szkolenia lotników. – Ta katastrofa powinna być ostatnim dzwonkiem, by coś zrobić – mówi.

– Należy wyeliminować wieloletnie zaniedbania, m.in. w systemie szkolenia pilotów – dodaje Andrzej Kiński, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.

Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.

Raport o wypadku CASY na stronie www.mon.gov.pl/pl/artykul/4605

Okoliczności zdarzenia:

„Załoga przygotowała samolot według czynności zawartych w listach kontrolnych. Z zapisów rejestratora parametrów lotu wynika jednak, że pominęła czynności związane ze sprawdzeniem systemu ostrzegania o zbliżaniu się samolotu do ziemi.”

„Statek powietrzny po wyjściu na kurs lądowania znajdował się na wysokości 1950 m. Wykonanie podejścia do lądowania z takiej wysokości skutkowało utratą znacznej wysokości na zbyt małej odległości i w rezultacie uniemożliwiło wykonanie prawidłowego podejścia do lądowania.”

Miejsce upadku:

„Końcówka lewego skrzydła o długości około 4,6 m odłamała się i przemieściła na odległość 58 m (...) Po przemieszczeniu o 16 m nastąpiło zderzenie pozostałej części lewego skrzydła z nasypem kolejowym. Tuż za torami nastąpiło zderzenie z ziemią lewego zespołu napędowego oraz kabiny załogi (...) W czasie zderzenia zostało ściętych lub powalonych siedem drzew o średnicy 20 – 30 cm.”

„W trakcie niszczenia konstrukcji nastąpiło rozszczelnienie instalacji paliwowej samolotu oraz rozerwanie poszycia zbiorników skrzydłowych. Rozpylone paliwo zapaliło się wskutek zetknięcia z gorącymi częściami silników lub zwarć instalacji elektrycznej.”

„W chwili zderzenia samolotu z ziemią załoga oraz co najmniej 10 pasażerów miało zapięte pasy bezpieczeństwa (...) Ze względu na wielkość sił działających podczas zderzenia samolotu z ziemią nie było możliwości przeżycia wypadku.”

Wnioski:

„Bezpośrednią przyczyną katastrofy było nieświadome doprowadzenie przez załogę do nadmiernego przechylenia samolotu w wyniku nieprawidłowego rozłożenia uwagi załogi, powodujące postępujący spadek siły nośnej, co doprowadziło w końcowej fazie lotu do gwałtownego zniżania z utratą kierunku i zderzenia samolotu z ziemią.”

Podpułkownik Leszek Leśniak – dowódca 13. Eskadry Krakowskiej – za niewłaściwą organizację szkolenia lotniczego i nieprawidłowy dobór pilotów do tej wersji samolotu CASA, który rozbił się pod Mirosławcem.

Kapitan Andrzej Koniarz – kontroler lotniska w Mirosławcu. Zdymisjonowany za dopuszczenie do sytuacji stanowiącej zagrożenie dla bezpieczeństwa lotów.

Porucznik Adam Bonikowski – kontroler lotu i zbliżania samolotu. Stracił stanowisko za popełnione błędy w czasie sprowadzania samolotu do lądowania.

Major Jędrzej Wójcicki – komendant wojskowego portu lotniczego w Mirosławcu. Zdymisjonowany za niewłaściwy nadzór nad służbami na lotnisku.

Pułkownik Marek Sołowianiuk – starszy dyżurny operacyjny Centrum Operacji Powietrznych. Powodem dymisji były niedociągnięcia w ogólnym nadzorze nad przelotem samolotu.

e.ż., pap

Cały raport na temat przyczyn styczniowej katastrofy CASY przygotowany przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych pod kierunkiem płk. Zbigniewa Drozdowskiego odtajniono w piątek. Decyzję o tym podjął minister obrony Bogdan Klich, kiedy radio TOK FM podało informację, że podczas lądowania za sterami samolotu mógł siedzieć nie członek załogi, lecz jeden z pasażerów.

– To jedyny sposób, by zapobiec spekulacjom i plotkom, które pojawiają się w środkach masowego przekazu – tłumaczył. Płk Drozdowski zaprzeczył, by piloci oddali stery postronnej osobie. Dowodzić tego mają zapisy rozmów między samolotem a lotniskiem.

Pozostało 90% artykułu
Służby
Nie będzie kodeksu pracy operacyjnej. Rząd wprowadza obostrzenia dla służb przez rozporządzenia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Służby
Kto nagrywał białoruskich kibiców na meczu w Warszawie? Czy sprawą zajmą się służby?
Służby
Strefa buforowa na granicy z Białorusią zostanie na dłużej
Służby
Piotr Pogonowski zatrzymany. Został doprowadzony do Sejmu na przesłuchanie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Służby
„O Pegasusie dowiedziałem się z mediów”. Były szef ABW Piotr Pogonowski zeznawał po doprowadzeniu przed komisję śledczą