Według Ministerstwa Obrony Narodowej w kancelarii tajnej numer 10, znajdującej się na terenie Biura Bezpieczeństwa Narodowego, z której korzystała komisja weryfikacyjna, brakuje ponad 200 stron dokumentów. – SKW zna nazwiska osób, które pobrały z kancelarii dokumenty i ich nie zwróciły – mówi „Rz” Robert Rochowicz, rzecznik resortu obrony.
Na razie MON nie chce ujawniać nazwisk ani liczby weryfikatorów, którzy nie zwrócili dokumentów. Aby odzyskać akta – jak podał dziennik. pl – SKW wystąpi z prośbą o ich zwrot. Jeśli to nie pomoże, ponowi prośbę do weryfikatorów. Wtedy też ujawni ich nazwiska. Jeśli materiały nie wrócą, SKW złoży w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.Problem jednak w tym, że nie wiadomo, co się stało z dokumentami. – Nie można wykluczyć, że są poza BBN – podkreśla Rochowicz.
Czy znajdują się na terenie biura? – BBN ani Kancelaria Prezydenta nie mają prawa do dokumentów komisji weryfikacyjnej – stwierdziła Patrycja Hryniewicz, rzecznik biura.
Janusz Zemke (SLD), członek sejmowej speckomisji, nie kryje zdziwienia. – Nie chce mi się wierzyć, aby ktoś wykonał tak samobójcze ruchy, jak wyniesienie dokumentów komisji poza BBN. Jeśli są opatrzone klauzulą, nie można ich nigdzie wynosić – mówi „Rz”. Przyznaje, że jeśli tak się stało, jest to bardzo poważne naruszenie prawa.
Stanowiskiem MON zbulwersowany jest Antoni Macierewicz, był szef komisji weryfikacyjnej. Twierdzi, że w kancelarii znajdował się komplet dokumentów. – Pan przewodniczący Jan Olszewski został obrabowany z dokumentów. Jeśli więc brakuje chociaż jednej kartki z Agencji Wywiadu, policji czy IPN, obciąża to tego, kto siłą wszedłszy, przejął dokumentację – mówi „Rz”. Podkreśla, że z brakujących akt powinien się rozliczyć szef MON i że po przewiezieniu dokumentów nie sporządzono protokołu końcowego.