CBA oskarża byłych dyrektorów oddziałów Narodowego Funduszu Zdrowia z Mazowsza i Dolnego Śląska o bezczynność i naruszenie dyscypliny finansów publicznych. „Rz” dotarła do niejawnych wyników kontroli CBA w NFZ. Sprawdzano skuteczność Funduszu: to, czy egzekwuje od szpitali kwoty, które są mu winne.
Na Dolnym Śląsku Fundusz zarzucał szpitalom, że nieprawidłowo rozliczają się z wydatków na bardzo drogie leki onkologiczne: leczą według innego schematu, niż się zobowiązały, podają je nie tym pacjentom, którym powinny. – Problem nie dotyczy tylko Dolnego Śląska. Wydatki na onkologię jest nam trudno kontrolować, bo pieniądze do ośrodków onkologicznych płyną kilkoma strumieniami – przyznaje Edyta Grabowska-Woźniak, rzecznik NFZ.
Dyrektorzy twierdzą, że chodziło o formalności: – W 2004 roku do sprawozdania dla NFZ dołączyliśmy dodatkową tabelę – opowiada Marian Stępniak, wicedyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii. – Przez lata nikt tego nie kwestionował. Nagle w maju tego roku dostaliśmy pismo, w którym NFZ żąda od nas zwrotu 6 mln zł.
To tyle, ile szpital dostaje za leczenie przez miesiąc. – Może to jakaś pomyłka?! Mieliśmy tu mnóstwo kontroli i zawsze uznawano, że podajemy pacjentom leki prawidłowo – oburza się Stępniak. – Problemy szpitali wynikały także z tego, że przekazywanie danych było bardzo skomplikowane – uważa Wioletta Plebanek-Sitko, była dyrektor NFZ z Dolnego Śląska.
Andrzejowi Jacynie, byłemu dyrektorowi z mazowieckiego NFZ, CBA wytknęło m.in., że nie odebrał 12 mln zł od prywatnego szpitala Victoria. – NFZ uznał, że zabiegi, które wykonujemy, można robić w przychodni, a nie przyjmować pacjentów do szpitala. Byłoby to tańsze. Ale my leczyliśmy sparaliżowane osoby, które nie mogłyby przychodzić na zabiegi. Poza tym to byli pacjenci z Mazowsza, a nasz ośrodek mieścił się w Lubuskim. Jak mieliby do nas dojeżdżać?! – dziwi się Maciej Miłkowski, były prezes spółki.