Chodzi o systemy wykrywania skażeń – Tafios i Pandora, w które wyposażone są sprzedawane do Malezji polskie czołgi. „Rz” pisała już, że naukowcy zrzeszeni w Zakładzie Badawczo–Innowacyjnym walczą o zmianę kontraktu, który zaproponował im Bumar. Chodzi o zapis, że systemy może dla spółki wytwarzać dowolna firma na świecie.

Naukowcy twierdzą, że w ten sposób może dojść do kradzieży technologii, i nie chcą przekazać dokumentacji systemów. Według Wiesława Kaski, prezesa ZBI, taka sytuacja może oznaczać zahamowanie kontraktu malezyjskiego wartego 400 mln dolarów. – Malezyjczycy zaakceptowali tzw. produkt wzorcowy z Tafiosem i Pandorą. Reszta musi być identyczna. Inaczej nie będą spełnione warunki kontaktu – ostrzega Kaska. Zaznacza, że ZBI jest otwarte na rozmowy z Bumarem.

Śledztwo w sprawie próby kradzieży technologii prowadzi ABW. Bumar zapewnia jednak, że kontrakt zagrożony nie jest. – Nic nie wiem o kradzieży – przekonywał w piątek Dariusz Dębowczyk, wiceprezes Bumaru. – Postawa naukowców jest niezrozumiała. ZBI musi się liczyć z tym, że spotkamy się w sądzie – zaznaczył. Nie chciał jednak mówić o wysokości odszkodowania. – Jeśli w ciągu tygodnia nie dogadamy się z ZBI, wówczas zdecydujemy o wprowadzeniu innej firmy – dodał.