W piątek Sejm uchwalił nowelizację ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Nowe przepisy opóźniają na kilka lat wymagania kwalifikacyjne przewidziane dla lekarzy jeżdżących w karetkach S.
Chodzi o pojazdy wysyłane na miejsca wypadków, a więc do najciężej poszkodowanych. Do końca grudnia 2020 r. w karetkach zamiast lekarzy ze specjalizacją z medycyny ratunkowej mogą jeździć medycy, którzy rozpoczęli drugi rok specjalizacji z anestezjologii i intensywnej terapii, chorób wewnętrznych, chirurgii bądź ortopedii. Pracodawca dalej będzie mógł też zatrudnić w karetkach S lekarzy, którzy przepracowali co najmniej 3 tys. godzin na szpitalnym oddziale ratunkowym, w izbie przyjęć bądź w zespole ratownictwa medycznego.
Uchwalona w 2006 r. ustawa w obecnym brzmieniu wskazuje, że już od stycznia 2013 r. w karetkach powinni jeździć albo specjaliści z medycyny ratunkowej, albo lekarze ze specjalizacją w anestezjologii bądź chirurgii. Przepisy przejściowe pozwalają, aby pogotowia w karetkach S zatrudniały np. lekarzy bez żadnej specjalizacji. Wiele placówek medycznych z tego korzystało i w całym kraju zatrudniało ok. 600 lekarzy, którzy już od stycznia mogliby stracić prawo do pracy w ambulansach specjalistycznych. Stacje pogotowia podniosły alarm, że jeśli warunek określonych obsad kadrowych nie zostanie przesunięty, stracą kontrakt z NFZ.
W konsekwencji Sejm dał lekarzom pogotowia ratunkowego i ich pracodawcom czas do 2020 r., by dostosować się do przepisów. Pomysł nie podoba się Polskiemu Towarzystwu Medycyny Ratunkowej i nadzorowi specjalistycznemu.
600 lekarzy pracuje teraz w pogotowiu bez specjalizacji