W kolejnym dniu protestu ratowników medycznych do chorych znów nie wyjechały karetki w wielu miastach Polski, a szpitalne oddziały ratunkowe (SOR) placówek m.in. w Zielonej Górze, Lublinie czy w Gdańsku pozostały zamknięte z powodu braku personelu. Pracownicy systemu ratownictwa medycznego protestowali w ten sposób przeciwko – ich zdaniem – wadliwemu porozumieniu, jakie Ministerstwo Zdrowia podpisało 22 września z Komitetem Protestacyjnym Ratowników Medycznych.
Porozumienie zakłada 30-proc. wzrost wynagrodzeń dla ratowników zatrudnionych w zespołach ratownictwa medycznego (ZRM) poprzez tzw. dodatek wyjazdowy za pracę w ciężkich warunkach. Zobowiązuje też pracodawców do podniesienia stawki godzinowej dla ratowników medycznych zatrudnionych na kontrakcie do minimum 40 zł brutto na godzinę (dziś w niektórych miejscach stawka ta kształtuje się na poziomie 23 zł brutto).
Czytaj więcej
Specjaliści masowo składają wypowiedzenia umów o pracę. W IV fali pandemii możemy zostać bez medyków.
Duża część ratowników, m.in. protestujących w białym miasteczku, ostro skrytykowała rozwiązanie, podkreślając, że podwyżka obejmuje jedynie ratowników pracujących w karetkach, całkowicie pomijając zatrudnionych w szpitalnych SOR, izbach przyjęć i centrach urazowych.
Bartłomiej Zimoch, prezes Stowarzyszenia Ratowników Medycznych Pomorza Zachodniego, zauważa, że również u ratowników z zespołów wyjazdowych podwyżka zależy od dobrej woli pracodawcy.