Czy podoba się panu prezydentowi decyzja Rady Miasta, która zdecydowała, że mieszkańcy będą płacić ryczałt za wywóz odpadów (65 zł od mieszkania, 94 zł od domu), i czy nowa wysokość opłaty pokryje rosnące koszty?
Metoda ryczałtowa była najwyżej oceniona przez ekspertów, którzy współpracowali z nami przy opracowaniu projektu uchwały. Jak każda z metod nie jest ani sprawiedliwa, ani doskonała – ale z pewnością po bilansie wszystkich za i przeciw wypada najkorzystniej, również dla nas w zakresie rozliczeń. Radni zakładają, że to metoda tymczasowa, i oczekują od nas analiz w zakresie stawki za zużycie wody. Takie analizy przekażemy radnym w pierwszym kwartale 2020 r.
Pierwotna propozycja była taka, by mieszkańcy płacili za metry kwadratowe...
Metoda ta stosowana jest coraz częściej przez gminy. Obowiązuje już m.in. w Gdyni, Gdańsku, Białymstoku, Gliwicach, we Wrocławiu. Stosują ją głównie duże miasta. Dlaczego? Jest to metoda szczelna. Każda gmina dysponuje ewidencją gruntów i budynków i jest w stanie zweryfikować w ciągu godziny, czy zadeklarowana liczba metrów kwadratowych pokrywa się z prawdą.
Jednak system uzależniający wysokość opłat od liczby domowników wydaje się być bardziej sprawiedliwy. Dlatego jest najbardziej popularny. Nie zgadzam się. Jest tylko bardziej akceptowalny społecznie, ale z drugiej strony najmniej szczelny. Przepisy bowiem nie definiują pojęcia mieszkańca. Czy chodzi o osoby zameldowane, czy tylko zamieszkujące dany lokal? Nie ma żadnej skutecznej metody weryfikacji, czy deklaracja składana przez właścicieli jest prawidłowa czy nie. Poza tym pamiętajmy, że opłata za wywóz śmieci jest podatkiem. Nie możemy z automatu nakładać tej opłaty. Musimy czekać, aż mieszkaniec złoży deklarację. Jeżeli w lokalu mieszka osiem osób, a zadeklaruje się, że jedna, to teoretycznie urząd może przeprowadzić kontrolę. Tylko po co? Będzie jak w jednej z komedii Barei. Usłyszymy: ja tu nie mieszkam i właśnie wychodzę, podlewam kwiatki sąsiadowi etc.
No dobrze. Ale z góry pan przyjmuje, że warszawiacy są nieuczciwi i kombinują. A może powinno być tak: ludzie są uczciwi, podają prawdę w deklaracjach, a kombinatorzy to wyjątek?
To, w co ja wierzę, nie ma znaczenia. Wystarczy poczytać komentarze w internecie. Niestety wynika z nich, że kombinujemy.
Są też badania Szkoły Głównej Handlowej, z których wynika, że w wypadku naliczania opłat od osoby trzeba przyjąć, że istnieje ok. 20 proc. różnicy między tym, co deklarujemy, a tym, co w rzeczywistości. Efekt jest taki, że płacą ci uczciwi i to oni ponoszą nieproporcjonalnie wyższy koszt niż powinni. W prawie każdej gminie, która podnosiła opłaty, nagle ubywało mieszkańców. W jednej z podwarszawskich gmin policzono już, że po podwyżce opłat na jednego mieszkańca przypada już 600 kg odpadów na osobę, czyli dwa razy tyle, ile średnia krajowa. To nie oznacza, że w gminie produkują więcej odpadów – po prostu „ubyło" mieszkańców.
Mamy jeszcze możliwość naliczania opłaty od ilości zużytej wody. Ale jest to metoda bardzo skomplikowana i dlatego stosowana w Polsce najrzadziej.
Przepisy śmieciowe nie pozwalają nam mieszać tych metod. Ani wprowadzać programów osłonowych dla mieszkańców. Nasz program wsparcia przygotowaliśmy na podstawie zupełnie innych przepisów. Chcemy pomóc osobom, które są w najtrudniejszej sytuacji.
CV
Michał Olszewski, zastępca prezydenta m.st. Warszawy. W ratuszu odpowiada m.in. za architekturę, zagospodarowanie przestrzenne, gospodarkę odpadami komunalnymi, koordynuje również politykę gospodarczą i innowacyjną stolicy.