Michał Olszewski: Jeśli rząd się nie uspokoi, śmieci będą coraz droższe

O tym, dlaczego warszawiaków czekają podwyżki opłat za wywóz śmieci oraz dlaczego polski system segregacji jest najdroższy w UE – mówi Michał Olszewski, zastępca prezydenta Warszawy.

Aktualizacja: 16.12.2019 14:06 Publikacja: 15.12.2019 22:43

Michał Olszewski: Jeśli rząd się nie uspokoi, śmieci będą coraz droższe

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Od sześciu lat mieszkańcy Warszawy płacili tyle samo za śmieci. I dziury w budżecie miasta jakoś z tego tytułu nie było widać. Co takiego się stało, że od lutego przyszłego roku będą aż tak drastyczne podwyżki opłat za wywóz śmieci?

Odpowiedź jest prosta. Koszty poszybowały w górę. Przez długie lata wynosiły rocznie 300–320 mln zł. W ubiegłym roku zaczęły nagle piąć się w górę. Wzrosły do 370 milionów złotych. W tym roku jest to już ponad 800 mln, a w przyszłym będzie już 925 mln zł. Nie mamy więc wyjścia, musimy podnieść mieszkańcom opłaty za gospodarkę odpadami.

Czytaj także: Może nie być komu wywieźć butelek po nocy sylwestrowej

Skok jest olbrzymi. Jaki jest jego powód?

Są trzy przyczyny. I na żadną z nich nie mamy wpływu. Żeby było jasne – to nie tylko problemy stolicy, ale całej Polski. Niektóre samorządy starają się jeszcze zaklinać rzeczywistość i częściowo ukrywać koszty. Ale to kwestia czasu, kiedy będą musiały przestać sztucznie zaniżać opłaty i je podnieść.

Czytaj także: Opłaty za wywóz śmieci są coraz wyższe 

Dlaczego rosną koszty? Przede wszystkim wzrosły ceny paliw, energii i pracy. A to są czynniki, które mają duży wpływ na branżę odpadową. W przeciwieństwie do mieszkańców firmy kupują energię na giełdzie. Między 2016 a 2018 rokiem ceny energii na giełdzie wzrosły o 68 proc. W przyszłym roku prawdopodobnie energia dla firm pójdzie znowu o 68 proc. w górę. I znowu firmy podwyżkę przerzucą na nas.

Z kolei ceny paliw wzrosły między 2016 a 2018 rokiem o 38 proc. Od przyszłego roku znacznie wzrośnie płaca minimalna, a duża część pracowników sektora odpadowego tyle właśnie zarabia.

Duży wpływ na wzrost kosztów wywozu śmieci mają chyba też zmiany w prawie?

To jest kluczowy powód podwyżek. Kolejne nowele przepisów wprowadzają coraz wyższe wymagania dla instalacji służących do przetwarzania odpadów oraz do ich segregacji. A to momentalnie winduje koszty. Podam przykład: na bramie firmy, do której wywozi się warszawskie odpady (regionalnej instalacji przetwarzającej odpady), płacimy już nie 320 zł, ale 500 zł za tonę.

Ponadto za składowanie odpadów firmy odpadowe wnoszą opłatę środowiskową, tzw. marszałkowską. W tym roku rząd podniósł ją o 1100 procent!

Jednocześnie spadły ceny surowców wtórnych. Embargo Chin na śmieci uderzyło w Polskę. Część Europy wozi teraz odpady do Polski. Z danych generalnego inspektora ochrony środowiska, który rejestruje tylko niektóre odpady wwożone do Polski, wynika, że w okresie od 2015 do 2018 r. trzykrotnie wzrosła ilość importowanych odpadów. Co to powoduje? My produkujemy coraz więcej odpadów w Polsce i coraz więcej jest do nas sprowadzanych. Rośnie podaż, spada cena. Surowce wtórne tanieją. Mamy dziś taki absurd, że trzeba dopłacać do polskich surowców wtórnych, żeby zechciał je ktoś odebrać.

Nie bez znaczenia jest także to, że dotychczasowy minister środowiska, a od niedawna minister klimatu, po przyjęciu krajowego planu gospodarki odpadami wprowadził bardzo restrykcyjną politykę gospodarki odpadami. Wszystkie wojewódzkie plany gospodarki muszą być z nim uzgadniane.

A ten dokręca śrubę całemu rynkowi. Moc instalacji w Polsce jest dziś niższa niż ilość produkowanych odpadów, choć na papierze wszystko wygląda idealnie.

Ostatnia nowelizacja do ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (obowiązująca od 6 września 2018 r.) wprowadziła odmienny sposób liczenia odzysku surowcowego. Wcześniej liczyło się go oddzielnie dla czterech frakcji: papieru szkła, metalu, plastiku. Teraz liczy się od całości strumienia. Jeszcze nie znamy algorytmu, bo nie ma rozporządzenia. Ale rachunek jest bezlitosny. W Warszawie produkujemy 766 tys. ton odpadów, wysegregowujemy 150–180 tys. ton. Dziś liczymy poziom wysegregowania śmieci od tej ostatniej liczby. Po zmianach będziemy musieli liczyć od 766 tys. ton. W przyszłym roku mamy osiągnąć 50 proc. poziomu recyklingu. Po tej zmianie będzie to nierealne. A to oznacza wysokie kary. Zapłacą je wszystkie polskie samorządy.

Co gorsza, rząd zasłania się ciągle Unią Europejską. Twierdzi, że wprowadza takie, a nie inne, zmiany, bo UE nakazuje. A to nieprawda – wystarczy przeczytać dyrektywę z 2018 r. Przy okazji doprowadził do tego, że mamy najdroższy w całej Europie system segregacji śmieci.

Czym system segregacji dla mieszkańców polskich miast różni się od tego francuskiego czy niemieckiego?

W Polsce mamy zunifikowane nie tylko kolory pojemników, ale również zasady dokonywania selektywnej zbiórki. Nie ma znaczenia, jakimi instalacjami dysponuje odpowiedni region. W efekcie jeździmy śmieciarkami po każdą frakcję oddzielnie, choć większość tych odpadów trafia potem do tej samej instalacji, ale z ustawy wynika, że za mieszanie odpadów są kary.

W krajach zachodnich samorząd ma osiągnąć poziomy recyklingu, tyle że ma swobodę w układaniu lokalnego systemu. U nas mamy gospodarkę odpadami centralnie sterowaną, a jak wiemy z historii, to fatalny model.

Co w takim razie trzeba zrobić, by było taniej?

Polski rząd jest nadgorliwy, kompletnie odwrotnie niż w kwestiach klimatycznych. Robi więcej, aniżeli wynika to z unijnych dyrektyw. Niech w końcu da sobie z tym spokój i pójdzie w ślady innych państw unijnych, niech wprowadzi zachęty dla Polaków, by opłacała się im segregacja i ograniczanie liczby produkowanych śmieci.

W Austrii system selektywnej zbiórki jest finansowany z rozszerzonej odpowiedzialności producenta, czyli nie płacą za to mieszkańcy, ale firmy, które produkują opakowania. Im mieszkańcy więcej segregują, tym mniej płacą za odpady – to takie proste.

U nas koszty utylizacji odpadów, np. butelek plastikowych, pokrywają mieszkańcy, w Niemczech czy Austrii – koncerny spożywcze.

Chodzi o słynne kaucje. Dzisiaj firmy wprowadzające na rynek opakowania ponoszą tylko koszt produkcji i symboliczną opłatę recyklingową, która trafia... do budżetu państwa. Recykling istnieje tylko na papierze. Gmina nie dostaje z tego nic. A powinno być dokładnie odwrotnie – firma, wprowadzając opakowania na rynek, powinna być odpowiedzialna również za zebranie surowca i jego przetworzenie. Można to zrobić poprzez system kaucyjny lub/oraz przez narzucenie współpracy z gminami, tak jak w Austrii czy w Niemczech. Dzięki temu zużyte opakowanie wraca do firmy, a mieszkańcy płacą mniej i mają realną zachętę.

Przecież rząd pracuje nad systemem kaucyjnym. Od 2008 r. obowiązują przepisy unijne, dzięki którym możemy wprowadzić rozszerzoną odpowiedzialność producenta. W 2016 r. rząd zapowiedział, że go wdroży... To trochę jak legenda yeti.

Po raz kolejny słyszymy, że będzie, ale w międzyczasie rząd miał czas na dokręcanie śruby mieszkańcom, a firmy ciągle mają taryfę ulgową!

Od trzech lat apelujemy, by wprowadzić ten system w Polsce. Nie dzieje się nic... Teraz usłyszeliśmy, że system idzie w stronę kolejnego podatku, który trafi do budżetu państwa. To absurd! Znowu mieszkańcy dostaną po kieszeni.

Gdybyśmy mieli rozszerzoną odpowiedzialność producenta z prawdziwego zdarzenia, opłaty mogłyby spaść nawet o 20–25 proc. Nie musielibyśmy ponosić kosztów trzy czy cztery razy wyższych. Tej regulacji naprawdę brakuje.

Dziś słyszymy, że to nie metry i nie woda produkują śmieci, tylko ludzie. Zgadzam się z tym. Żadna obowiązująca w polskim prawie metoda naliczania opłat nikogo nie motywuje do zmniejszania ilości odpadów i do segregacji. Mamy tylko system penalizacji.

Tymczasem znacznie więcej można zdziałać zachętami. Życzę sobie, by premier, który w swoim exposé dwukrotnie mówił o rozszerzonej odpowiedzialności producentów, w końcu to zrobił. Na razie chroni tylko firmy. Daje im niższe stawki opłat za wywóz śmieci. Wszystkie koszty przerzuca na mieszkańców, których jest więcej aniżeli firm. Poza tym jest to dla niego wygodne. Najpierw przygotowuje się przepis, każe go wdrażać. A potem rząd ogłasza: to samorządy stoją za podwyżkami.

Wróćmy do podwyżek w Warszawie. Radni PiS zarzucają ratuszowi, że są one m.in. efektem błędów z przeszłości. Warszawa nie wybudowała tak jak inne duże miasta własnej instalacji. Dzięki temu miałaby wpływ na cenę przetwarzanych odpadów. A teraz za te błędy zapłacą warszawiacy. Ratusz wydrenuje im kieszenie.

To hipokryzja – w tym samym czasie minister środowiska z PiS pisze oficjalnie, że moce instalacji w naszym regionie są zawyżone, i nie pozwala budować nowych. To jakiś podły żart. Albo radni cynicznie podają nieprawdę, albo kłamie minister.

Czy podoba się panu prezydentowi decyzja Rady Miasta, która zdecydowała, że mieszkańcy będą płacić ryczałt za wywóz odpadów (65 zł od mieszkania, 94 zł od domu), i czy nowa wysokość opłaty pokryje rosnące koszty?

Metoda ryczałtowa była najwyżej oceniona przez ekspertów, którzy współpracowali z nami przy opracowaniu projektu uchwały. Jak każda z metod nie jest ani sprawiedliwa, ani doskonała – ale z pewnością po bilansie wszystkich za i przeciw wypada najkorzystniej, również dla nas w zakresie rozliczeń. Radni zakładają, że to metoda tymczasowa, i oczekują od nas analiz w zakresie stawki za zużycie wody. Takie analizy przekażemy radnym w pierwszym kwartale 2020 r.

Pierwotna propozycja była taka, by mieszkańcy płacili za metry kwadratowe...

Metoda ta stosowana jest coraz częściej przez gminy. Obowiązuje już m.in. w Gdyni, Gdańsku, Białymstoku, Gliwicach, we Wrocławiu. Stosują ją głównie duże miasta. Dlaczego? Jest to metoda szczelna. Każda gmina dysponuje ewidencją gruntów i budynków i jest w stanie zweryfikować w ciągu godziny, czy zadeklarowana liczba metrów kwadratowych pokrywa się z prawdą.

Jednak system uzależniający wysokość opłat od liczby domowników wydaje się być bardziej sprawiedliwy. Dlatego jest najbardziej popularny. Nie zgadzam się. Jest tylko bardziej akceptowalny społecznie, ale z drugiej strony najmniej szczelny. Przepisy bowiem nie definiują pojęcia mieszkańca. Czy chodzi o osoby zameldowane, czy tylko zamieszkujące dany lokal? Nie ma żadnej skutecznej metody weryfikacji, czy deklaracja składana przez właścicieli jest prawidłowa czy nie. Poza tym pamiętajmy, że opłata za wywóz śmieci jest podatkiem. Nie możemy z automatu nakładać tej opłaty. Musimy czekać, aż mieszkaniec złoży deklarację. Jeżeli w lokalu mieszka osiem osób, a zadeklaruje się, że jedna, to teoretycznie urząd może przeprowadzić kontrolę. Tylko po co? Będzie jak w jednej z komedii Barei. Usłyszymy: ja tu nie mieszkam i właśnie wychodzę, podlewam kwiatki sąsiadowi etc.

No dobrze. Ale z góry pan przyjmuje, że warszawiacy są nieuczciwi i kombinują. A może powinno być tak: ludzie są uczciwi, podają prawdę w deklaracjach, a kombinatorzy to wyjątek?

To, w co ja wierzę, nie ma znaczenia. Wystarczy poczytać komentarze w internecie. Niestety wynika z nich, że kombinujemy.

Są też badania Szkoły Głównej Handlowej, z których wynika, że w wypadku naliczania opłat od osoby trzeba przyjąć, że istnieje ok. 20 proc. różnicy między tym, co deklarujemy, a tym, co w rzeczywistości. Efekt jest taki, że płacą ci uczciwi i to oni ponoszą nieproporcjonalnie wyższy koszt niż powinni. W prawie każdej gminie, która podnosiła opłaty, nagle ubywało mieszkańców. W jednej z podwarszawskich gmin policzono już, że po podwyżce opłat na jednego mieszkańca przypada już 600 kg odpadów na osobę, czyli dwa razy tyle, ile średnia krajowa. To nie oznacza, że w gminie produkują więcej odpadów – po prostu „ubyło" mieszkańców.

Mamy jeszcze możliwość naliczania opłaty od ilości zużytej wody. Ale jest to metoda bardzo skomplikowana i dlatego stosowana w Polsce najrzadziej.

Przepisy śmieciowe nie pozwalają nam mieszać tych metod. Ani wprowadzać programów osłonowych dla mieszkańców. Nasz program wsparcia przygotowaliśmy na podstawie zupełnie innych przepisów. Chcemy pomóc osobom, które są w najtrudniejszej sytuacji.

CV

Michał Olszewski, zastępca prezydenta m.st. Warszawy. W ratuszu odpowiada m.in. za architekturę, zagospodarowanie przestrzenne, gospodarkę odpadami komunalnymi, koordynuje również politykę gospodarczą i innowacyjną stolicy.

Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów