Tak wynika z informacji, do których dotarła „Rz". Strażacy, zniecierpliwieni bezczynnością rządu, szykują pozwy do sądu, w których będą żądali nawet po kilkanaście tysięcy złotych odszkodowania. Obawiają się, że przepadnie im ponad 10 mln nadgodzin przepracowanych w ostatnich latach. Do składania pozwów szykują się pierwsi funkcjonariusze, jednak tylko ci, którzy już przeszli na emeryturę.
– Przepisy są niejasne i nie wiadomo, czy samo nieoddanie wolnego za przedłużony czas służby rodzi po stronie funkcjonariusza roszczenie o wypłatę wynagrodzenia za te nadgodziny – tłumaczy Sebastian Jarych, strażak, a jednocześnie radca prawny pracujący dla Krajowej Sekcji Pożarnictwa NSZZ „Solidarność". – Przyjmujemy więc, że do czasu odejścia na emeryturę komendanci mają możliwość oddania strażakom wolnego nagromadzonego w poprzednich latach. To dlatego pozwy o odszkodowania będą składać wyłącznie emeryci.
Pieniądze za służbę
Aby ich roszczenia się nie przedawniły, zainteresowani składali co pół roku raport do komendanta z informacją o liczbie zaległych nadgodzin. Każda taka czynność podjęta w celu dochodzenia roszczeń przerywa bowiem bieg przedawnienia.
Co najciekawsze, pożarnicy w pozwach nie będą już żądali wypłaty zaległego uposażenia na podstawie przepisów o Państwowej Straży Pożarnej, lecz jedynie odszkodowania przewidzianego w art. 415 lub 417 kodeksu cywilnego. Nakazują one sprawcy naprawienie szkody wyrządzonej poszkodowanemu, a także obciążają odpowiedzialnością Skarb Państwa za szkody wyrządzone przez niezgodne z prawem działania lub zaniechania przy wykonywaniu władzy przez funkcjonariuszy publicznych.
– Skoro emerytowi nie można już oddać wolnego w naturze, będziemy żądali odszkodowania w wysokości odpowiadającej uposażeniu za ten czas, powiększonego o dodatek za pracę w nadgodzinach – dodaje Jarych. – Emerytowani strażacy, którzy zdecydowali się złożyć pozwy, mają nawet po 400 nadgodzin, co daje ok. 2,5 miesiąca służby. Roszczenie może zatem wynieść nawet 10 tys. zł.