Przeżyłem szok, gdy zajrzałem na konto. Trzeba się będzie bardziej zmobilizować, bo rodziny nie wyżywię – słyszymy od jednego z radnych miasta.
Wrzesień był pierwszym miesiącem obowiązywania bardziej rygorystycznych zasad naliczania diet radnym. To sprawdzian ich obowiązkowości, bo dotąd dietę – ok. 2,6 tys. zł (brutto) – dostawali ryczałtem według zasady „czy się siedzi, czy się leży...". Teraz – zgodnie z tym, co sami uchwalili
– odlicza się im pieniądze za każdą nieobecność na sesjach, komisjach i głosowaniu.
Tego sprawdzianu nie zdała ponad połowa radnych. 32 osobom z 60 trzeba było ściąć dietę za wrzesień po kilkaset złotych. W kasie miasta zostało w tym jednym miesiącu ponad 12 tys. zł. Przed wakacjami na diety radnych wydawano średnio 153 tys. zł. We wrześniu 141 tys. zł.
Kampania i absencja
Rekordziści dostali po kieszeni po ponad tysiąc złotych. Tyle mogła ich kosztować absencja tylko na jednej komisji (na sesje raczej rajcy stawiają się karnie). – Nie mogłem przyjść na jedno posiedzenie, ale ponieważ to była jedyna moja komisja w miesiącu, odliczono mi za to maksymalnie, czyli 35 proc. diety – wyjaśnia radny Maciej Maciejowski (PiS).