Czasami jedno drzewo może zachwiać finansami firmy. Przekonała się o tym spółka z Trójmiasta. Prezydent miasta wymierzył jej karę za zniszczenie kasztanowca białego. Drzewo zostało uszkodzone w trakcie wymiany rur ciepłowniczych. Kwota kary była niemała. Wyniosła bowiem 116 675,21 zł. Spółka miała ją zapłacić, jeżeli w ciągu trzech lat kasztanowiec uschnie.
Konar czy korzenie
Prezydent miasta stwierdził, że spółka powinna ponieść odpowiedzialność na podstawie art. 88 ust. 1 pkt 1 ustawy o ochronie przyrody (dalej: ustawa). Zgodnie z nim ponosi się odpowiedzialność za zniszczenie drzewa na skutek niewłaściwego wykonywania robót ziemnych lub wykorzystania sprzętu mechanicznego w sposób niewłaściwy dla roślinności. Zanim jednak miasto wymierzy karę, musi wykazać winę sprawcy.
Za winą spółki przemawiała opinia biologiczna drzewa specjalisty ds. pielęgnacji zieleni. Wykazała ona, że doszło do zniszczenia korzeni, co może prowadzić do obumarcia drzewa. Spółka nie pogodziła się z karą i odwołała się od decyzji prezydenta miasta. W skardze podniosła, że wymianą rur zajmowała się firma zatrudniona przez spółkę, a nie ona sama. Nie można więc jej obarczać winą za coś, czego nie zrobiła. Administracyjna kara pieniężna powinna być bowiem wymierzona podmiotowi, który dopuścił się naruszeń.
Poza tym kara jest niewspółmiernie wysoka w stosunku do uszkodzenia. Prezydent miasta nie doszukał się winy umyślnej u wykonawcy robót. Tymczasem do uszkodzeń nie doszło celowo. Kolejne zarzuty spółki dotyczyły źle obliczonej kary. Prezydent wziął pod uwagę niewłaściwe parametry, dlatego kara była tak wysoka.
Płacz i płać
Samorządowe kolegium odwoławcze, do którego trafiło odwołanie, utrzymało decyzję w mocy. W jego ocenie zarzuty spółki nie są zasadne.