Niepublicznym przedszkolom przysługują dotacje z budżetu gminy. Na każde dziecko dostają nie mniej niż 75 proc. wydatków bieżących ponoszonych w przedszkolach publicznych. Nie każda gmina prowadzi jednak przedszkole. W takiej sytuacji brane są pod uwagę wydatki na przedszkolaka w najbliższej gminie. Prawo jednak nie precyzuje, co to znaczy „najbliższa gmina". Zgodnie z orzecznictwem należy przez to rozumieć gminę mającą siedzibę najbliżej siedziby gminy ustalającej dotację. Pozwala to jednak samorządowi wybrać spośród sąsiednich gmin tę o niższych kosztach utrzymania dziecka w placówce.
– Gminy starają się zapłacić jak najmniej, a prawo im na to pozwala – mówi Marek Olszewski ze Związku Gmin Wiejskich.
Dlatego projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty precyzuje, co należy rozumieć przez gminę najbliższą. To gmina graniczna o najbardziej zbliżonym wskaźniku dochodów podatkowych przypadających na jednego mieszkańca. Dodatkowo przy ustalaniu wysokości dotacji różnicuje się gminy na: wiejskie, miejskie, miejsko-wiejskie i na miasta na prawach powiatu.
Takie same regulacje odnoszą się do powiatów i rozliczeń dotacji na niepubliczne szkoły. Do ustalania wysokości dotacji powinny być przyjmowane wydatki bieżące ponoszone przez dany powiat w szkołach publicznych tego samego typu i rodzaju, a gdy takich szkół nie ma, wydatki ponoszone przez najbliższy powiat. Na brak definicji najbliższego powiatu wskazywała Najwyższa Izba Kontroli. Nowelizacja ma uzupełnić ten brak.
Taki pomysł rozliczenia nie podoba się Związkowi Powiatów Polskich. Zakwestionował on samą ideę odwoływania się przy ustalaniu wysokości dotacji dla szkół i placówek niepublicznych i szkół prowadzonych przez inne podmioty niż jednostka samorządu, do kosztów ponoszonych w sąsiednich powiatach. W pierwszej kolejności ZPP zasugerował, że przepisy definiujące pojęcie najbliższego powiatu powinny być usunięte. Bardziej racjonalne byłoby odwoływanie się do średniego poziomu kosztów ponoszonych w podobnych powiatach na obszarze województwa.