Piątek, 24 lipca, zapewne zapamiętają straże miejskie i gminne w całym kraju. Tego dnia Sejm zdecydowaną większością głosów odebrał im prawo do wykorzystywania fotoradarów. Chodzi o wszystkie urządzenia: stacjonarne, przenośne i mobilne. Co to oznacza dla straży i samorządów? Dużo chudsze budżety, zwolnienia, a dla wielu likwidację. Ze wstępnych kalkulacji wynika, że pracę może stracić na początek tysiąc, a z czasem i do 3 tysięcy osób.
Samorządy ubolewają
– To niszczy stworzoną przez gminne straże sieć fotoradarów stacjonarnych, która powodowała bardzo konkretne zmniejszenie liczby wypadków drogowych, również z udziałem dzieci – mówi Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich. – Od stycznia 2016 r. każdy nowy wypadek na przejściach, które przestaną być strzeżone przez gminne fotoradary, będzie obciążał sumienie tych, którzy za nowelizacją głosowali.
– Kilka lat temu ustawodawca wyposażył nas w możliwość prowadzenia kontroli w ruchu drogowym z wykorzystaniem stacjonarnych urządzeń rejestrujących – mówi Monika Niżniak, rzecznik Straży Miejskiej w Warszawie. I dodaje, że straż skutecznie korzystała z tego narzędzia, co, jej zdaniem, potwierdzają statystyki. W 2014 r. fotoradary straży zarejestrowały o 14 proc. mniej przekroczeń prędkości, a i 16,5 proc. mniej spraw w związku z niestosowaniem się kierujących do sygnalizacji świetlnej – wyjaśnia Monika Niżniak.
Swoje sukcesy ma też straż gminna powołana przez wójta Kobylnicy Leszka Kulińskiego. – Nie rozwiążemy straży, bo mamy co robić – zapewnia wójt. Twierdzi, że mają na terenie problemy z odpadami, zwierzętami i straż na pewno się przyda.
Tamtejsza straż dysponuje sześcioma fotoradarami stacjonarnymi i jednym mobilnym (używanym tylko podczas wakacji). Dzięki wystawionym na ich podstawie mandatom budżet gminy zarobił w 2013 r. 2 mln 200 tys. zł; w 2014 r. – 1 mln 900 tys. zł, a w pierwszej połowie 2015 r. – 811 tys. zł. Jak podaje wójt, roczny budżet gminy wynosi 56 mln zł, tak więc 1 mln 600 tys. zł, jakie zarobił na kierowcach, to niewielki procent.