W publikacji „[link=http://www.rp.pl/artykul/259409.html]Jawne to znaczy jawne[/link]” („Rz” z 6 lutego) Arkadiusz Szyszkowski przekonuje, iż prawo należycie zabezpiecza jawność zamówień publicznych. Bazując na analizie tych samych przepisów ustawy – Prawo zamówień publicznych (pzp) oraz rozporządzenia w sprawie protokołu postępowania o udzielenie zamówienia publicznego, autor neguje tezy stawiane w mojej wypowiedzi „[link=http://www.rp.pl/artykul/255742.html]Oferty prawie tajne[/link]” („Rz” z 30 stycznia). Zarzuty dotyczą ich niepełności z powodu pominięcia przepisów o dostępie do informacji publicznej. Ponadto polemista stawia znacznie cięższą diagnozę, przekonując, iż „problem tkwi we właściwym (…) zrozumieniu i stosowaniu” przepisów.
Stawiana przez mnie teza dotyczyła wąskiego wycinka problemu: jawności ofert zaraz po ich otwarciu. Jedyny przepis [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=247401]pzp[/link] dotyczący stosowania przepisów o dostępie do informacji publicznej (art. 139 ust. 3) dotyczy jawności zawartych umów. Muszę zatem odrzucić pogląd, że przepisy te „mają fundamentalne znaczenie na tle rozpatrywanego zagadnienia” oraz „pełne zastosowanie do udostępniania dokumentacji postępowania”. Przepisy pzp i rozporządzenia określają „sposób oraz formę udostępniania” ofert, dostosowując się do specyfiki zamówień publicznych. W tym zakresie są to przepisy lex specialis. Przekonanie to czerpię zaś z tych samych co mój polemista ogólnych zasad interpretacji prawa.
Odnoszę też wrażenie, iż w pozostałym zakresie spieramy się nie o znaczenie obowiązujących przepisów, ale o postulaty de lege ferenda. Nie można inaczej odczytać poglądu, iż art. 96 ust. 3 pzp „nie oznacza obowiązku udostępnienia ich natychmiast po otwarciu”, gdyż „w skrajnych sytuacjach, gdy ofert jest dużo i są obszerne (…) mogłoby to spowodować całkowity paraliż prac komisji przetargowej”. Przypomnę zatem ów przepis: „Załączniki do protokołu udostępnia się po dokonaniu wyboru najkorzystniejszej oferty (…), z tym że oferty udostępnia się od chwili ich otwarcia”. Stopniuje on moment ujawniania poszczególnych dokumentów, będąc przepisem na tyle jasnym, że aż chciałoby się zawołać: clara non sunt interpretanda! Nie mogę się zatem zgodzić z poglądem, jakoby „przepis ten wskazywał zamawiającemu granicę czasową – dopiero po jej przekroczeniu można ujawnić treść ofert”, a także by nie był to „bezwzględny obowiązek ujawnienia ofert nałożony na zamawiającego, związany z czynnością otwarcia ofert”.
Być może polemika bierze się z nieporozumienia, gdyż autor przekonuje: „Dosłowne potraktowanie niezwłocznego udostępnienia ofert – czyli de facto od chwili ich złożenia – byłoby całkowitym zaprzeczeniem konkurencyjności przetargu”. W swoim tekście wyrażałem obawy przed niedopuszczalną „tajnością” ofert już po ich otwarciu, nigdy zaś od chwili złożenia.
Widzę jednak element wspólny naszej troski o jawność zamówień publicznych. Obaj dostrzegamy konieczność zagwarantowania komfortowego dostępu do ofert komisjom przetargowym. Być może rozwiązaniem godzącym w interes jawności i efektywności procesu oceny ofert byłoby ustawowe zagwarantowanie przerwy w dostępie do już otwartych ofert. Powinna ona jednak przypadać po krótkim okresie ich jawności, oczywiście począwszy „od chwili ich otwarcia”. Bez tego de lega lata jawności ofert jednak nie widzę.