Od 2006 r. obowiązują w Polsce przepisy, które pozwalają na powołanie tzw. centralnego zamawiającego. Zamiast kupować po dwa, trzy samochody dla każdego ministerstwa osobno, mógłby on rozpisać jeden przetarg na kilkadziesiąt aut dla wszystkich resortów i urzędów.
– [b]To oczywiste, że im większe zamówienie, tym niższa cena. Już dawno zrozumiały to inne kraje.[/b] Oszczędności z tytułu centralizacji zamówień ocenia się na kilkadziesiąt procent – mówi Tomasz Czajkowski, były prezes Urzędu Zamówień Publicznych, który wprowadził do przepisów instytucję centralnego zamawiającego. Dlaczego pozostała ona martwa? – To pytanie do rządu. Tylko od niego zależy, czy zechce skorzystać z możliwości, jakie stwarza prawo zamówień publicznych – odpowiada Czajkowski.
Spytaliśmy w rządzie. – Projekt zarządzenia o powołaniu centralnego zamawiającego został już przygotowany. W tej chwili trwa proces legislacyjny – odpowiedziała „Rz” Małgorzata Juras z Centrum Informacyjnego Rządu.
Według szacunków łączenie zamówień może przynieść nawet kilka miliardów oszczędności rocznie. W jedynym jak dotychczas centralnym przetargu – na usługi telefoniczne dla administracji – symulacja pokazuje wydatki o 24 mln zł niższe od tych, które byłyby konieczne, gdyby każdy resort sam udzielał zamówienia.
[srodtytul]Trudno zrzec się władzy[/srodtytul]