Pogodny serial o fikcyjnej gminie Wilkowyje w serialu „Ranczo" oprócz warstwy obyczajowej, stosunków międzyludzkich, pokazuje też pracę samorządu. Trochę w krzywym zwierciadle, z przymrużeniem oka, ale tak sobie ją Polacy mniej więcej wyobrażają.
W skrócie mówiąc, wygląda to tak: poprzedni wójt zajmował się głównie spiskowaniem i dbaniem o własną kieszeń, troska o dobro mieszkańców nieszczególnie go interesowała. Ten chory układ zerwała dopiero przybyszka z zewnątrz – reemigrantka z USA Lucy.
Sami samorządowcy zupełnie jednak nie identyfikują się z takim obrazem. – Serial w żadnym stopniu nie pokazuje niczego z naszej pracy – podkreśla Eugeniusz Cudecki, sekretarz gminy Mała Wisznia.
– U nas tak nie ma i nie było, niedopuszczalne jest, by przetargi wygrywał jeden przedsiębiorca w zamian za udziały w zyskach dla wójta – oponuje Ewa Rożniata, sekretarz gminy Dmosin. I taką opinię zgodnie powtarzają wszyscy samorządowcy. Bo jakże inaczej zresztą mieliby mówić... – Może tak jest w innych, gdzieś w Polsce, u nas absolutnie nie – dodają.
– Zresztą świat serialowego wójta Lucy też jest taki wyidealizowany – zauważa Waldemar Rachubiński, sekretarz gminy Pacyna. – W życiu jest tak, że w zderzeniu z prawdziwymi problemami trzeba sięgać po różne rozwiązania, nie wszystko jest możliwe do zrobienia w oparciu o istniejące ramy prawne. Konieczne są znajomości, kuluarowe rozmowy, wydeptywanie ścieżek na wyższych szczeblach władzy – zauważa wójt małej miejscowości na Mazowszu.