Miasta, chcąc podnieść poziom bezpieczeństwa, inwestują miliony w systemy monitorujące. Czy to dobrze spożytkowane pieniądze? W Łodzi kamery służą często do wystawiania mandatów. Zainstalowane np. w Warszawie czy Poznaniu obrazy często są tak słabej jakości, że trudno rozpoznać zarejestrowane obiekty.
Wielki Brat odstrasza
Z przygotowanego przez krakowski magistrat sprawozdania na temat bezpieczeństwa wynika, że dzięki monitoringowi w centrum miasta wykryto w 2011 r. dwa przestępstwa i cztery wykroczenia. Ustalono także sprawców pięciu przestępstw i czterech wykroczeń, a po interwencjach zatrzymano siedem osób. To efekt pracy 27 policyjnych kamer w okolicach Rynku Głównego i przylegających do niego ulic. Dlaczego ten rezultat jest tak marny? – Kamer jest mało. Ale jak rozwijać monitoring, skoro w budżecie Krakowa mamy dziurę, a rząd przerzuca na barki samorządów nowe zadania? – pyta radny Bolesław Kosior (PiS).
Zakładano, że do 2013 r. będzie aż 400 kamer. Na to jednak na razie nie ma pieniędzy. Rocznie na monitoring z budżetu Krakowa przeznacza się ok. 600 tys. zł (100 tys. to techniczna jego obsługa, a 475 tys. „koszty osobowe").
– Nowy system monitoringu byłby lepszy, ale zapis z kamer jest nieoceniony w czasie imprez sportowych czy manifestacji – broni kamer komendant miejski policji Wadim Dyba. – Poza tym odstrasza potencjalnych sprawców wykroczeń. Funkcjonariusze mogą też korzystać z kamer straży miejskiej – 23 w Nowej Hucie i 19 na osiedlu Wola Duchacka, a także z urządzeń zakładanych przez banki czy inne firmy.
Wrocław ma 34 miejskie kamery na terenie Starego Miasta, których miesięczne utrzymanie to wydatek 13 tys. zł. Dzięki niemu miesięcznie ujawnianych jest ok. 20 wykroczeń i przestępstw.