Kosztowne miejskie podpatrywanie

Dzięki kamerom w Krakowie w 2011 r. wykryto tylko cztery wykroczenia

Publikacja: 14.05.2012 01:42

Miasta, chcąc podnieść poziom bezpieczeństwa, inwestują miliony w systemy monitorujące. Czy to dobrze spożytkowane pieniądze? W Łodzi kamery służą często do wystawiania mandatów. Zainstalowane np. w Warszawie czy Poznaniu obrazy często są tak słabej jakości, że trudno rozpoznać zarejestrowane obiekty.

Wielki Brat odstrasza

Z przygotowanego przez krakowski magistrat sprawozdania na temat bezpieczeństwa wynika, że dzięki monitoringowi w centrum miasta wykryto w 2011 r. dwa przestępstwa i cztery wykroczenia. Ustalono także sprawców pięciu przestępstw i czterech wykroczeń, a po interwencjach zatrzymano siedem osób. To efekt pracy 27 policyjnych kamer w okolicach Rynku Głównego i przylegających do niego ulic. Dlaczego ten rezultat jest tak marny? – Kamer jest mało. Ale jak rozwijać monitoring, skoro w budżecie Krakowa mamy dziurę, a rząd przerzuca na barki samorządów nowe zadania? – pyta radny Bolesław Kosior (PiS).

Zakładano, że do 2013 r. będzie aż 400 kamer. Na to jednak na razie nie ma pieniędzy. Rocznie na monitoring z budżetu Krakowa przeznacza się ok. 600 tys. zł (100 tys. to techniczna jego obsługa, a 475 tys. „koszty osobowe").

– Nowy system monitoringu byłby lepszy, ale zapis z kamer jest nieoceniony w czasie imprez sportowych czy manifestacji – broni kamer komendant miejski policji Wadim Dyba. – Poza tym odstrasza potencjalnych sprawców wykroczeń. Funkcjonariusze mogą też korzystać z kamer straży miejskiej – 23 w Nowej Hucie i 19 na osiedlu Wola Duchacka, a także z urządzeń zakładanych przez banki czy inne firmy.

Wrocław ma 34 miejskie kamery na terenie Starego Miasta, których miesięczne utrzymanie to wydatek 13 tys. zł. Dzięki niemu miesięcznie ujawnianych jest ok. 20 wykroczeń i przestępstw.

Jak informuje Julia Wach z biura prasowego magistratu, do systemu jest włączanych 15 kamer straży miejskiej, a do końca 2012 r. monitoring miejski ma być rozbudowany o kolejnych 40 kamer.

W Warszawie „oczy Wielkiego Brata" śledzą najpilniej. W centrum stolicy jest ponad 5 tys. kamer. To nie tylko monitoring miejski, ale także kamery instalowane przez Zarząd Dróg Miejskich, metro, autobusy i tramwaje. Operatorzy kamer odnotowali w ubiegłym roku ponad 12 tys. zdarzeń, głównie bójek, kradzieży i dewastacji mienia.

Jednak z jakością obrazu jest gorzej. Gdy w grudniu policja szukała świadka śmiertelnego wypadku przy ul. Powązkowskiej, opublikowane zdjęcie auta z monitoringu było tak niewyraźne, że nawet ustalenie marki samochodu graniczyło z cudem.

W tym roku pojawią się nowe urządzenia o wysokiej rozdzielczości. – Pozwolą dyżurnemu zobaczyć nawet mały znaczek na ubraniu przechodnia – opowiada Jacek Łukomski, szef działu technicznego Zakładu Obsługi Systemu Monitoringu.

Warszawa zainwestowała w monitoring ponad 60 mln zł. Jego roczne utrzymanie to ok. 14 mln zł.

Obraz niewyraźny

O takich środkach pomarzyć może Gdańsk, choć w tym roku na ulicach przybędą tu 23 kamery. Wyda na nie ok. 735 tys. zł. Dziś w Gdańsku działa 195 kamer: 165 miejskich i 30 należących np. do spółdzielni mieszkaniowych. Jeszcze przed mistrzostwami Europy do systemu monitoringu zostaną włączone kamery nowego stadionu PGE Arena (kilka zewnętrznych).

W Poznaniu w ramach miejskiego monitoringu działają 193 kamery. Według policji dzięki niemu jest mniej przestępstw i wykroczeń, np. w rejonie Starego Rynku o połowę mniej bójek i pobić. W tym roku miastu przybywa 51 kamer. Mają kosztować ok. 2 mln zł.

Jakość zdjęć podobnie jak w Warszawie często pozostawia jednak wiele do życzenia. Gdy w styczniu grafficiarze zniszczyli ściany Muzeum Archeologicznego i sąsiednich kamienic, okazało się, iż obraz z monitoringu jest niewyraźny i trudno zidentyfikować sprawców.

Podobnie jest w mniejszych miastach, których nie stać na najnowocześniejsze kamery. W Piasecznie, gdy w 2011 r. zniszczono jedną z wiat na przystanku, okazało się, że kamera nie zarejestrowała sprawców. Podobnie było, gdy doszło do napadu na sklep przy ulicy Puławskiej.

W Łodzi policja i straż miejska mają podgląd z 37 kamer. Strażnicy zapewniają, że urządzenia psują się sporadycznie, a obraz zależy w sporej mierze od warunków atmosferycznych.

Montaż kamer tylko na ok. 2,5-kilometrowym odcinku ulicy Piotrkowskiej kosztował 900 tys. zł. Okazało się, że mimo obowiązującego tam zakazu wjazdu i parkowania dziennie wjeżdża nawet tysiąc aut, a niewielu kierowców ma identyfikatory, które im na to pozwalają. Kamery działają więc jak fotoradar i sypią się mandaty.

—Monika Pawlak

Miasta, chcąc podnieść poziom bezpieczeństwa, inwestują miliony w systemy monitorujące. Czy to dobrze spożytkowane pieniądze? W Łodzi kamery służą często do wystawiania mandatów. Zainstalowane np. w Warszawie czy Poznaniu obrazy często są tak słabej jakości, że trudno rozpoznać zarejestrowane obiekty.

Wielki Brat odstrasza

Pozostało 93% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów