Jarema Dubiel w latach 80., jeszcze jako członek ruchu Wolność i Pokój, organizował protesty przeciw budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu. I choć minęło prawie 30 lat zdania na temat atomu nie zmienił. Dziś działa w Inicjatywie Antynuklearnej.
– Jedna, dwie elektrownie nie zapewnią Polsce bezpieczeństwa energetycznego. Zyski z takiej inwestycji są zatem niewielkie, za to szkody mogą być ogromne – począwszy od zwiększonego ryzyka ataku terrorystycznego, a skończywszy na problemach, które stwarzają składowiska odpadów radioaktywnych – podkreśla Dubiel w rozmowie z „Rz”. Głęboko wierzy, że inwestycję uda się zablokować. – Pamiętam, jak w „Solidarności” było 49 osób i też nikt nie wierzył, że ruch ten może obalić komunizm. A jednak się udało – mówi.
[srodtytul]Sondaże są na „tak”[/srodtytul]
Wydaje się jednak, że przeciwnicy inwestycji mogą mieć sporo problemów, by przekonać ludzi do swoich racji. Budowy elektrowni chce bowiem nie tylko rząd, ale też coraz więcej obywateli. A samorządy rozpoczęły prawdziwy bój, by przyciągnąć inwestycje do siebie.
– Pewnie, że jestem za budową elektrowni. Bo to praca dla ludzi, drogi, pieniądze na rozwój – wylicza Adam Furier, sołtys Klempicza w Wielkopolsce. Podobnie jak on myśli spora grupa jego sąsiadów. W ankiecie przeprowadzonej przez gminę Lubasz blisko 57 procent respondentów opowiedziało się za lokalizacją elektrowni właśnie w Klempiczu (na 1800 ankiet do organizatorów wróciły 853). – Gmina zaczyna żyć tematem elektrowni. Sondaż będzie stanowił wskazówkę dla rady, która opracuje stanowisko w tej sprawie. Jego wyniki roześlemy też do odpowiedzialnych za inwestycję instytucji państwowych – wyjaśnia Jan Graczyk, wójt Lubasza.