Za niespełna rok będziemy mieć znowu ponad 300 sądów rejonowych dzięki uchwalonej właśnie prezydenckiej nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych. Wszystko wróci zatem do stanu sprzed reformy Jarosława Gowina.
Od stycznia 2015 r. rację bytu będą miały sądy w miastach liczących ponad 50 tys. mieszkańców i takie, do których rocznie trafia 5 tys. spraw (prezydent stawiał wyższe wymagania, ale posłowie zgodnie je obniżyli). Ustalone w ustawie warunki spełnia dziś 41 jednostek, które z sądów rejonowych stały się wydziałami zamiejscowymi większych jednostek w rejonie.
Na obowiązkowym powrocie 41 sądów reorganizacja może się jednak nie skończyć. Nowela przewiduje bowiem, że minister sprawiedliwości może przywrócić sąd w mieście, które ma do załatwienia ?5 tys. spraw (karnych, cywilnych, rodzinnych), ale nie liczy 50 tys. mieszkańców. A takich jest dziś 17.
W sumie ponownie ma więc działać 58 zlikwidowanych wcześniej jednostek. Zanim jednak do tego dojdzie, minister sprawiedliwości będzie musiał sam sprawdzić wszystkie zlikwidowane sądy i miasta, w których działały, pod kątem liczby mieszkańców i obciążenia sprawami. Wszystko po to, by zdecydowały jednakowe kryteria.
Na przywrócenie najmniejszych sądów resort ma pół roku. To tyle samo, ile trwała awantura o ich likwidację. Pierwotnie na liście do reorganizacji znalazło się 116 sądów. Po pierwszych protestach zostało 79. Tyle też zlikwidowano. Do reorganizacji doszło na podstawie rozporządzenia podpisanego przez ministra Jarosława Gowina. Nie pomogły nawet protesty koalicjanta (PSL), który mówił wprost, że likwidacją naruszono umowę koalicyjną. Protestowali też samorządowcy. Wszystko na nic.