Kwota jest spora, więc powiedzmy, o jakim czasie mówimy.
Czas ten jest precyzyjnie obliczony. Od 4 lutego 2020 r., to jest od daty uchwały Izby Dyscyplinarnej, do 23 maja 2022 r., to jest uchwały ID, w której to zawieszenie z potrąceniem wynagrodzenia zostało uchylone.
Teraz mamy Izbę Odpowiedzialności Zawodowej SN. Czy ma pan tam jeszcze jakieś sprawy?
Postępowanie dyscyplinarne dotyczące żądania list poparcia sędziowskich kandydatów na członków neo-KRS zostało umorzone. Natomiast przed IOZ wciąż jest nierozstrzygnięta prawomocnie sprawa o uchylenie immunitetu sędziemu Maciejowi Nawackiemu, w związku ze złożonym przeze mnie i mojego pełnomocnika prof. Michała Romanowskiego subsydiarnym aktem oskarżenia przeciwko Maciejowi Nawackiemu. Chodzi o to, że nie wykonywał on wiążących go orzeczeń sądów powszechnych, nakazujących przywrócenie mnie do orzekania. Żeby ta sprawa z subsydiarnego aktu oskarżenia ruszyła przed Sądem Rejonowym w Ostródzie, do którego trafiła, konieczne jest uchylenie immunitetu sędziowskiego Maciejowi Nawackiemu. W pierwszej instancji IOZ nie uchyliła mu immunitetu. Ta decyzja została przez nas zaskarżona i w tej chwili oczekujemy na rozstrzygnięcie II instancji. Od początku kwestionuję zarówno status ID, jak i IOZ.
Wygląda na to, że walka o praworządność się panu opłaciła. Nie tylko wrócił pan na swoje miejsce orzekania, ale i został wiceprezesem Sądu Rejonowego w Olsztynie.
Gdyby nie to, co działo się w Sądzie Rejonowym w Olsztynie przez wiele lat, za czasów rządów PiS, pewnie byłbym zadowolonym sędzią liniowym. Obecny prezes Krzysztof Krygielski przez cały okres poprzednich rządów wspierał mnie. Kiedy zostałem wskazany na wiceprezesa SR, ani chwili się nie wahałem. Z mądrymi, rzetelnymi i profesjonalnymi ludźmi przyjemnie jest pracować. A ja mam za sobą bardzo złe doświadczenia.
Wszyscy pamiętają, gdy pojawił się pan w Sejmie z postanowieniem o wydanie list poparcia kandydatów na sędziów-członków KRS. Miał pan wówczas świadomość, że idzie na wojnę z władzą?
Chyba nie do końca spodziewałem się tego, że aż tak daleko idące represje na mnie spadną. Nie byłem w stanie sobie wyobrazić tego, że będę niemal dwa i pół roku odsunięty od sprawowania swojego urzędu. Myślę, że nikt się tego nie spodziewał. To pokazuje jednak, z jakim dramatycznym zagrożeniem dla demokracji mieliśmy do czynienia. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że to, jak mnie wówczas potraktowano, miało na celu wywołanie efektu mrożącego wśród innych sędziów. I niestety ten efekt w dużej mierze zadziałał. Dowód? Niemal jednocześnie z zawieszeniem mnie została wprowadzona do polskiego systemu prawnego tzw. ustawa kagańcowa. Wielu sędziów, pomimo że wydawane były kolejne orzeczenia – czy to Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, czy Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej – w których wskazywano na wadliwość powołania na urząd sędziego neosędziów, nie wyciągało z tych orzeczeń wniosków i nie kwestionowało statusu neosędziów i wydawanych przez nich orzeczeń.
A jak pan ocenia system wyłączeń sędziów ze spraw, w których, z różnych powodów, oni sami nie chcą orzekać? To pytanie bardzo aktualne, bowiem warszawska sędzia Justyna Koska-Janusz, którą wylosowano do sprawy Funduszu Sprawiedliwości (pierwszy akt oskarżenia w tej sprawie), chciała się wyłączyć od sądzenia jej. Dziś już wiemy, że nieskutecznie (być może chwilowo).
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że sędzia sprawę Funduszu Sprawiedliwości czy każdego innego przedstawiciela władzy osądzi bezstronnie. Podobnie jak profesjonalnie przesłuchałaby świadka na sali rozpraw – bez względu na to, kim się okaże. Sędziowie muszą brać jednak pod uwagę wątpliwości co do ich bezstronności zgłaszane przez osoby postronne.