Został pan wylosowany do grona 33 sędziów, z których prezydent wybierze 11 sędziów Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego. To był szczęśliwy los?
Okazało się, że nie mam szczęścia w losowaniu.
Jak pan ocenia samą formę i przebieg losowania? Spotkało się ono z dużą krytyką. Zarzucano mu wręcz groteskowy charakter...
Polacy są społeczeństwem, w którym niezmiernie rzadko działania urzędowe zyskują akceptację zdecydowanej większości. Zawsze się coś komuś nie podoba i swoje odmienne oczekiwania głośno upublicznia. Wiem, co mówię. Przez lata byłem zastępcą przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej i brałem udział w losowaniu numerów list wyborczych dla poszczególnych partii, a niektóre losowania przeprowadzałem. Korzystaliśmy z „kulek”, czyli zamkniętych pojemników, w których umieszczano kartki z poszczególnymi numerami list oraz kartki z nazwami komitetów wyborczych. Taka forma losowania jest w Polsce stosowana od bardzo wielu lat. Po każdym losowaniu pojawiały się głosy krytyki co do jego przebiegu. Raz spotkałem się nawet z zarzutem niezadowolonego obywatela, że niektóre „kulki” były podgrzane. Za podgrzanie pojemnika, według tego obywatela, odpowiadałem ja, i w porozumieniu z posłem Januszem Korwin-Mikke, który uczestniczył w losowaniu, jako tzw. sierotka, zmanipulowałem wyniki losowania.
Czyli broni pan tej formuły wskazania sędziów SN do orzekania w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej sędziów?