Zdania o tym pomyśle w samym środowisku są podzielone.
– To rozwiązanie, które traktujemy jako rezerwowe i zamierzamy z niego skorzystać tylko w razie potrzeby, a więc kiedy okaże się, że liczba dotychczasowych wizytatorów jest niewystarczająca – wyjaśnia „Rz" Grzegorz Wałejko, wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za sądownictwo. I argumentuje, że większość sędziów odchodzących w stan spoczynku może w ograniczonym zakresie pracować i da się z pożytkiem wykorzystać ich doświadczenie i wiedzę. Nie wiadomo, o jaką liczbę chodzi. Za dwa lata pierwsze oceny staną się faktem. Będą przeprowadzane co cztery lata i zostaną połączone z wizytacją wydziałów. Każdy sędzia dostanie po niej ocenę opisową i plan usuwania braków.
Daleko od realiów
– To niedobry pomysł – uważa krakowski sędzia Waldemar Żurek. – Sędziowie w stanie spoczynku to ludzie, którzy odeszli z wymiaru sprawiedliwości, najczęściej z sądów wyższych instancji, już dawno, nie mieli więc styczności z pracą w sądzie rejonowym. A realia sądownictwa się zmieniają, nie tylko prawo, ale i warunki pracy, informatyzacja.
Ostrożność zaleca też Roman Kęska, wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.
Prawo zmienia się często, należy więc być ostrożnym w wyborze korpusu oceniającego