To obraz trochę jak z bajki Hansa Christiana Andersena „Czerwone buciki", której bohaterka płaci amputacją stóp za umiłowanie zabawy i pragnienie wyróżniania się. Tyle że Gaga stoi w blasku fleszy i odbiera nagrodę.
Bosa, uboga Karusia w dniu pogrzebu matki dostaje od szewcowej czerwone pantofelki. Tego samego dnia sierotka spotyka zamożną panią, która bierze ją pod swoją opiekę. W Karusi rodzi się przekonanie, że sprawiły to właśnie pantofle, chociaż opiekunka mówi, że są szkaradne i nakazuje je spalić. Dziewczynka wciąż marzy o czerwonych bucikach, aż nadchodzi dzień pierwszej komunii. Ma już białą sukienkę, trzeba tylko kupić trzewiki. Karusia wybiera czerwone, wykorzystując to, że starsza pani niedowidzi. W kościele wszystkie oczy zwrócone są tylko na nią. Nic nie pomagają upomnienia opiekunki, by już nigdy nie wkładała czerwonych pantofli na nabożeństwo – dziewczynka nie słucha i dlatego spotyka ją surowa kara. Buciki zaczynają tańczyć – tańczyć wbrew jej woli. Karusia chce zdjąć pantofelki, ale nie może, bo przyrosły jej do nóżek. Tańczy więc w dzień i w nocy. Tańczy bez ustanku, po polach, lasach, w upał i deszcz. W końcu prosi kata, by odrąbał jej stopy, co ten czyni, litościwie strugając również dla dziewczęcia drewniane nogi. Buciki z uciętymi stopami tańczą jednak dalej. Karusia nie może znieść ich widoku, pragnie bowiem odpokutować swoje winy i zrobić w końcu coś dobrego. Modli się, pracuje, rozmyśla nad popełnionymi błędami. Gdy wreszcie przychodzi przebaczenie, z radości pęka jej serce. Dziewczynka umiera i udaje się tam, gdzie żadne buciki nie wejdą jej w drogę.
Moda jawi się jako monstrum, które, odbierając wrażliwość, okalecza. Pragnienie, by założyć czerwone pantofelki, łączy Andersen z afirmacją „ja", z wykroczeniem przeciw społecznemu porządkowi, w konsekwencji – z grzechem. Moda okazuje się diabelska – stoi po stronie tego, co indywidualne, zmysłowe, seksualne (Karusia wchodzi w wiek dojrzewania), a przede wszystkim – ulotne (taniec). Pisarz kontrastuje czerwone buciki z obrazem ubóstwa, ale w bajce czytamy także o dwóch pogrzebach: najpierw matki dziewczynki, a potem starszej pani, która wzięła ją na wychowanie. Moda u Andersena wyobraża marność i doczesność, i tak samo – bajkopisarz podsuwa obraz trumny – marny jest los człowieka, w dniu narodzin skazanego na śmierć.
Dzisiaj Lady Gaga ubiera się w śmierć, czym spełnia oczekiwania publiczności. Światła reflektorów kierują się na surowe mięso. Czerwone buciki wciąż są na scenie, ale największe wzięcie mają tańczące, krwawe kikuty. Tak oto współczesna moda chełpi się swoją monstrualnością. Obnosi się z tym, że może nie tylko ozdabiać, ale i oszpecać. Nie pozostawia też złudzeń co do tego, że wejście w świat wspaniałych strojów oznacza eskalację pragnień, zazdrość i rywalizację1. Że to świat, w którym rządzą instynkty i wszystko wystawia się na sprzedaż – nawet śmierć. W bajce o Karusi kalectwo i śmierć to „wyparte", które powraca, by powstrzymać nieokiełznaną zabawę. Ale dzisiaj moda niczego się nie wypiera, a już na pewno nie swojej ciemnej strony.
Debiutancka kolekcja projektanta mody Alexandra McQueena z 1992 roku (skądinąd jednego z ulubionych projektantów Lady Gagi) miała za swojego patrona Kubę Rozpruwacza. McQueen powrócił do (nie)sławnej historii o mordercy londyńskich prostytutek w 2009 roku, pokazując podczas Tygodnia Mody w Mediolanie modę męską na sezon jesienno-zimowy. Z miejsca uwiódł wszystkich perfekcyjny krój ubrań, estetyka vintage i doskonale dobrane detale. Niektóre z nich, jak szale z motywem czaszki, a przede wszystkim skórzane, rzeźnickie fartuchy, wprawić mogły w konsternację. Balansując między prowokacją a powściągliwością, połączył modę, erotykę i przemoc. Stylizacja rodem z epoki wiktoriańskiej zainspirowana została postacią lorda Alfreda Douglasa, zwanego „Bosie", choć uwodzicielski dandys McQueena już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie o wiele bardziej mrocznego, bo zanurzonego w oparach śmierci. Przenosząc publiczność w XIX wiek, projektant sięgnął po wizerunek eleganckiego Sherlocka Holmesa, niestrudzonego tropiciela zbrodni, który potrafił wniknąć w umysł każdego mordercy. Przypomniał ponadto zmysłowego i okrutnego Doriana Graya z powieści Oskara Wilde'a, który pozostaje piękny i młody, choć od wewnątrz toczy go zło, a w końcu doktora Jekylla – a więc i pana Hyde'a – z noweli Roberta Louisa Stevensona.