Pewną panią zatkało z wrażenia, kiedy spojrzała na wielkie ekrany z fragmentami filmu „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego: o, rety, obraz się rusza! Dwa krótkie wyimy z pełnego metrażu prezentowane są w hallu Muzeum Narodowego w Krakowie. Otwierają retrospektywę artysty, a jednocześnie zachęcają do obejrzenia filmu.
Dalej wszystko, co już znamy. Te same wideoarty były w Zachęcie przed trzema laty, a pięć lat temu w łódzkim Atlasie Sztuki. Zmienione zostały tylko układy i wielkość screenów. Ale trudno się dziwić, rozchwytywany i wszechstronny twórca (autor wideoartów i fotografii, rzeźbiarz, reżyser filmowy i teatralny, poeta, prozaik, kompozytor) nie ma czasu na nowe prace.
Więc znowu straszą naturalnej wielkości figurki chłopca w pończosze na głowie lub oplecionego sznurówkami. Aluzje do krępowania konwenansami, zaślepienia seksualną potrzebą. To aneks do serii wideoartów „KrewPoety” w 33 sekwencjach. Tym razem porcja uszczuplona, poszatkowana i przemieszana z kilkoma innymi dodatkami.
Na wejściu – część zatytułowana „Muzeum”. Wypasiony format, na całą ścianę. Grupa zwiedzających w Prado przebiera się za postaci ze „Zdjęcia z krzyża” Rogiera van der Weydena, by po chwili powrócić do współczesnych ciuchów. Nonsens uwznioślony religijnym tematem.
Majewski chętnie filmuje płyny. Ładnie wypadają na wizji i mają wyrazistą symbolikę. Krew – życie, męka, ból. Oto „Poemat rzeźniczy”, wideokawałek z mięsnymi tuszami i nożami ociekającymi krwią; czerwony płyn skapuje nawet z dziurek od kluczy. W takich okolicznościach młody poeta tworzy, przeżywając duchowe katusze. W cierpiętniczą aurę wpisuje się „Boska Komedia” (z 2010 roku) – szklana gablota z tytułową księgą, w której rolę zakładki pełni uwalana juchą chustka do nosa. Krwawe łzy?