Polska publiczność zobaczy wreszcie część rzeźb, które powstały pod kierunkiem artysty w Deutsche Guggenheim w Berlinie w 2011/2012 roku, a potem były prezentowane w Bolzano we Włoszech. Będzie to jednak zupełnie inny pokaz, wykorzystujący architekturę wrocławskiej galerii, mieszczącej się w dawnym schronie przeciwlotniczym z czasów II wojny światowej.
- My nie pokażemy, jak w Berlinie, warsztatu tworzenia tych prac. Nie interesuje nas aspekt ich "produkcji", tylko gotowe figury - tłumaczy Dorota Monkiewicz, kuratorka wrocławskiej wystawy. Zaprezentujemy je także zupełnie inaczej niż w Bolzano. Tam były wystawione w galerii wypełnionej dziennym światłem z widokiem na góry w Tyrolu. Krytykom kojarzyły się z figurami antycznymi lub barokowymi. Nasze wnętrza są zamknięte, bez okien. Zdecydowaliśmy się więc pokazać rzeźby niemal w ciemności, przez co wyglądają bardziej niematerialnie i egzystencjalnie.
Przypomnijmy, że w Deutsche Guggenheim w Berlinie projekt Althamera nosił tytuł "Almech", nawiązując do szyldu niewielkiego zakładu ojca artysty pod Warszawą, produkującego butelki z tworzyw sztucznych. Paweł Althamer zamienił prestiżową berlińską galerię na kilka miesięcy w fabrykę, korzystającą z tych samych technologii i maszyn, jak jego ojciec, ale wytwarzającą obiekty sztuki.
Artysta i jego współpracownicy tworzyli na miejscu odlewy twarzy osób odwiedzających (niejednokrotnie ludzi znanych - pracowników muzeum i Deutsche Bank, twórców i kuratorów, lecz i osób anonimowych, pojawiających się w galerii przy ruchliwej Unter den Linden). Odlewy montowano na specjalnych metalowych konstrukcjach, które owijano pasmami masy polietylenowej niczym bandażami. Tak powstały białe figuralne rzeźby prezentowane równolegle z „warsztatem" pracy. W Berlinie najważniejszy był proces powstawania dzieła. A ekspozycja nieustannie podlegała transformacji, powiększając się o pojedyncze figury i rozbudowane grupy postaci, tworzące intrygujące korowody.