Sceptycznych wobec twórczości Dwurnika ta wystawa raczej nie przekona. Ale liczni amatorzy jego nieokiełznanej kreski znajdą tu mocny wybór wielkoformatowych prac artysty i kilka artystycznych niespodzianek.
Obchodzący w tym roku 70. urodziny Edward Dwurnik jest w polskiej sztuce fenomenem, zbudowanym z przeciwności i paradoksów. Za łatwość malowania przez jednych uwielbiany, przez innych oskarżany o komercję. To ironista, który nie boi się najboleśniejszych tematów współczesności.
Osiągnął komercyjny sukces, nie wstydzi się go, ale wciąż sięga po nowe konwencje i tematy. Z kronikarza polskiej rzeczywistości stał się abstrakcjonistą, zapatrzonym w sztukę amerykańską. Jedno pozostaje w jego sztuce niezmienne: lokalność, żywiołowość i autentyzm, pracowitość, siła talentu. I jak powiedział kiedyś – konieczność posiadania „wciąż mokrego pędzla”.
W krakowskim Muzeum Narodowym zobaczyć można ok. 150 prac, czyli jakieś 0,75 procent jego twórczości, bo Dwurnik namalował prawie 5000 obrazów, stworzył około 14 000 prac na papierze i niemal 3500 grafik. Kurator Dominik Kuryłek wybrał na wystawę obrazy i rysunki z kilkunastu najważniejszych cyklów artysty: od drugiej połowy lat 60. aż do pierwszej dekady XXI wieku. Ważnym elementem wystawy są rzadko pokazywane rysunki i kolaże.
Zapytany o najważniejszy obraz na wystawie, Dwurnik bez wahania prowadzi do wczesnego płótna pt. „Okupacja” z 1966 roku. Znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu i nie było dotąd pokazywane publicznie.
– Ten obraz wytyczył mi drogę – mówi. – Po raz pierwszy tak mocno ujawnia się tu moja fascynacja Nikiforem, poczynając od wyboru techniki, czyli akwareli, skończywszy na doborze motywów, gdzie pierwszoplanową odgrywają architektura i narracja. Z tego obrazu wyszły „Podróże autostopem”, które tworzę do dziś.