Jak sama pisała, malowała „uczciwie", bez blagi czy upiększeń. Katowała modeli wielogodzinnymi nasiadówkami, co widać po... fotelu. Wysłużony mebel, na którym artystka sadowiła pozujących, ma dziurę w siedzisku i oparciu. Dla dzieciaków to musiały być tortury. Pewnie dlatego niektóre sportretowane małolaty wyglądają na przerażone. Opowiadano, że niektóre maluchy tak długo pozowały, że w trakcie dorastały i wizerunek nie zostawał ukończony.
Może udręczenie żmudnym pozowaniem to tajemnica fenomenalnej „Dziewczynki z chryzantemami" (1894), której ogromne czarne oczy tak bardzo zaintrygowały publiczność? Tym razem pokazano jeszcze drugą jej podobiznę, wcześniejszą o kilka lat, te same „krople atramentu" w bladej buzi. Naszej małej towarzyszy jeszcze słynniejsza panienka: infantka Margarita pędzla Velázqueza. Tak, ta sama, której konterfekty przesyłano na wiedeński dwór, żeby cesarz oglądał dorastanie narzeczonej. Habsburżanka dość szybko straciła wdzięk i urodę, ale jej podobizny do dziś uchodzą za ponadczasowe arcydzieła, którymi zachwycała się także Boznańska. No to ma jeden z nich.
Boznańska była fenomenem w epoce męskiej dominacji zarówno w życiu publicznym, jak i w sztuce. Nie była jedyna, lecz inna. W czasach, gdy samotna, choćby najbardziej utalentowana kobieta przebijała się na artystyczną scenę za cenę dramatycznych wyrzeczeń, jej udało się nad podziw gładko. Studia w Monachium, szybko zdobyte międzynarodowe uznanie. Z polskiej perspektywy wyczyn bez precedensu.
Pierwszy sukces, złoty medal na ważnej wystawie w Wiedniu za „Portret malarza Pawła Nauena", malarka odnosi w wieku 29 lat. Nawet dziś byłby to powód do słusznej dumy. Ale wtedy – zawrót głowy. I decyzja: koniec z Krakowem. Karierę można zrobić tylko nad Sekwaną.
Jako pół-Francuzka miała łatwiej (jej matka Eugenia Mondant przyjechała do Galicji uczyć francuskiego w przyklasztornej szkole, w Krakowie poznała inżyniera Adama Boznańskiego i została na zawsze). Rodzice boją się posłać córkę do metropolii o fatalnej opinii. Niepotrzebnie, Olga jest tak pochłonięta pracą, że niewiele poza tym ją obchodzi. Ciuch? Ma swój staromodny styl, którym wyróżnia się jako „oryginał". Panowie? W Krakowie czeka narzeczony Józef Czajkowski, młodszy od Olgi o siedem lat. A jej ani w głowie powrót do rodzimego grajdoła; małżeństwo też nie nęci. Potem o rękę panny B. starał się niejaki Franciszek Mączyński, architekt z Krakowa, młodszy o dekadę. Kochał i starał się. Bez wzajemności. Jak wyglądał, można zobaczyć na portrecie wykonanym w 1901 roku.
Staropanieństwo, które często uważano za efekt braku powodzenia Olgi, wynikło z wyboru. Bo miała wzięcie władająca czterema językami panna o przenikliwym spojrzeniu i takimże umyśle, robiła wrażenie w elicie kulturalnej. Z tego kręgu rekrutowali się jej modele. Znała ich dobrze, wiedziała, jak ich ustawić, wydobyć podobieństwo nie tylko fizyczne, ale także, czy nade wszystko, psychiczne.