Pamiętam powszechne oburzenie, gdy kilka lat temu jeden z adwokatów – zaliczany do zdecydowanych przeciwników „dobrozmianowych” reform wymiaru sprawiedliwości – zdobył się na szczere wyznanie: publicznie przyznał, że jako pełnomocnik musi kierować się dobrem klienta i nie może poświęcać jego interesu dla własnych wizji. Chodziło o możliwość podważania składów orzekających, jeśli zasiadali w nich sędziowie powołani przy udziale kontestowanej Krajowej Rady Sądownictwa, wyłonionej wedle zmienionych przez PiS i jego satelickie partie zasad.
Nie po to klient idzie do adwokata, żeby rozstrzygać kwestie ustrojowe, tylko po to, żeby adwokat wygrał mu sprawę – stwierdził ów prawnik, między wierszami dając do zrozumienia, że po zarzut nienależytej obsady sądu warto sięgać, gdy wyrok jest dla klienta niekorzystny, a siedzieć cicho – gdy jest po jego myśli.
Czytaj więcej
Od chwili, w której prof. Ewa Łętowska mówiła o peryferyjności polskiego państwa prawa, niewiele...
Baty zebrał solidne, bo przecież jak to: gdzie wyższe wartości, praworządność, dobro państwa?
Czy naprawdę o nich właśnie myślał elbląski sąd, umarzając w kwietniu sprawę sędziego, który w 2018 r., jadąc na podwójnym gazie, spowodował kolizję i uciekł? Historię tę przywołuje w swoim felietonie na pierwszej stronie sędzia Arkadiusz Krupa. Ja tylko dodam garść szczegółów: