Aleksander Mogielnicki, prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego w latach 1924–1929, później adwokat, w spisanych po wojnie wspomnieniach opowiedział historię o tym, jak wysłany do Belgii polski minister skarbu w rządzie sanacyjnym zabiegał o pożyczkę dla Polski i – jak wspomina Mogielnicki – „ już był się ułożył z konsorcjum banków belgijskich na nie najgorszych warunkach”.
Czytaj więcej
W gorącej dyskusji nad ustawą o komisji ds. wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo RP w latach 2007...
Na pierwszym numerze
Chodziło tylko o ustanowienie zabezpieczeń, które Belgowie uznawali za niewystarczające i żądali lepszych. „Damy panom – powiedział minister – zabezpieczenie na pierwszym numerze hipoteki nieruchomości prywatnych, których wartość będzie wielokrotnie przewyższała sumę pożyczki. W zasadzie moglibyśmy to przyjąć, odezwał się jeden z głównych bankierów, ale to będzie bardzo utrudnione, gdyż trzeba będzie uzyskać zgodę większej liczby osób, zrobić z nimi akty notarialne itp. To jest zupełnie niepotrzebne – odpowiedział minister. Wydamy ustawę i na jej mocy [będą zrobione] odpowiednie wpisy do ksiąg hipotecznych. Jak to, bez zgody osób zainteresowanych? A przecież tam już muszą figurować jacyś dotychczasowi wierzyciele hipoteczni, którzy również musieliby wyrazić zgodę na ustąpienie pierwszeństwa. Nic nie szkodzi – stwierdził minister. W ustawie umieścimy przepis, że istniejące obecnie wierzytelności przesuwa się na niższy numer, a panów pożyczka będzie na pierwszym numerze. Usłyszawszy to, bankierzy skłonili się i wyszli bez słowa odpowiedzi. Minister zatrzymał jednego z nich i zapytał, co się stało. Panie – odpowiedział Belg –zajął nam pan mnóstwo czasu i w końcu zakpił sobie z nas. Jak to? (zdziwił się minister). Czyż pan nie rozumie, że jeżeli możecie wydać ustawę przesuwającą wierzycieli na niższy numer hipoteki, to jutro nas tak samo, w drodze nowej ustawy, przesuniecie na niższy numer”. Pożyczka nie została udzielona. Przytaczam tę historię sprzed około 90 lat, obserwując z niepokojem, że obecnie rządzący postępują tak jak ów przedwojenny minister skarbu, który traktował prawo instrumentalnie, na potrzeby załatwienia interesu władzy, a nie interesu Polski.
Sprawa komisji
W ostatnich tygodniach jesteśmy świadkami kolejnego nasilenia dziwnych zachowań obozu władzy, w tym prezydenta – tym razem w sprawie ustawy „o państwowej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich...”. Podpisując tę ustawę 29 maja, prezydent oświadczył, że „skieruje ją w trybie następczym do TK, żeby odniósł się do tych kwestii, które budzą wątpliwości”. Postępowanie to co najmniej nieuzasadnione w obliczu jaskrawo niekonstytucyjnych rozwiązań zawartych w ustawie.
Następnie prezydent skierował do Sejmu projekt nowelizacji podpisanej chwilę wcześniej ustawy, a Sejm 16 czerwca tę nowelizację uchwalił. W tym samym dniu prezydent z kolei złożył do TK zapowiadany wcześniej wniosek w sprawie ustawy, która już została znowelizowana, i „wątpliwości” skierowane do TK stają się bezprzedmiotowe. Co nie znaczy, że nowelizacja spowoduje zgodność ustawy z konstytucją. Jest ona jedynie nieudolną próbą naprawy czegoś, czego naprawić się nie da. Konia z rzędem temu, kto jest w stanie wyjaśnić logikę podejmowanych przez prezydenta działań.