Pisałem o tym w poprzednim felietonie, ale przypomnę i teraz. Od połowy lipca mieszkam w Tbilisi i wspieram reformy gruzińskiego wymiaru sprawiedliwości. Pierwszym dniem mojej pracy był lipcowy poniedziałek, a już we wtorek Gruzini emocjonowali się… aresztowaniem. Żeby aresztowanie w Gruzji wzbudziło emocje, musi dotyczyć jakiegoś prominenta czy celebryty lub być zastosowane w bardzo istotnej dla opinii publicznej sprawie. Tu obie przesłanki były spełnione.
Zacznijmy od początku. Wybory prezydenckie w Gruzji w 2018 r. nie należały do szczególnie uczciwych, ujmę to tak. Okazało się, że podejrzenia organizacji społecznych i odważnych dziennikarzy nie są bezpodstawne. Gruziński oddział międzynarodowej organizacji Transparency International opublikował raport o nieprawidłowościach przy urnach i nie tylko. Od lektury raportu włos jeży się na głowie: katalog rozmaitych metod wpływania na wynik wyborów był przez gruzińską partię rządzącą przeanalizowany bardzo wnikliwie, wnioski wyciągnięto.