Prawdopodobnie w związku ze zbliżającymi się powoli wyborami parlamentarnymi Jarosław Kaczyński - choć rządzi wiele lat - teraz zaczął mówić podczas spotkań z sympatykami PiS, o immunitetowym rozpasaniu. Że potrzebna jest nie tylko reforma sądownictwa ale też zniesienie immunitetów, nie tylko parlamentarzystów, ale także sędziów. Będzie chciał to stanowisko przeforsować w PiS "bo tam pewnie nie wszyscy są tak bardzo za tym".
Lepiej późno niż wcale. Pytanie, jak to zamierza uczynić. Immunitet jest bowiem mocno zakotwiczony w Konstytucji RP, chroni m.in. prezydenta, prezesa NIK, RPO, posłów i senatorów i ponad 15 tys. sędziów oraz prokuratorów. Co więcej, jest rozumiany nie jako przywilej. Nawet nie ochrona konkretnego funkcjonariusza państwa, ale wręcz dany segment władzy.
Czytaj więcej
Nie ma szans na rozliczenie za łamanie konstytucji, bo mamy do czynienia z instytucją fasadową – uważają prawnicy.
Znakomitym przykładem jest sprawa marszałka Tomasza Grodzkiego którego niewielką większością opozycja w Senacie "obroniła" przed uchyleniem immunitetu, o co wystąpiła prokuratura, według której Grodzki, będąc przed laty dyrektorem szpitala, miał przyjął korzyści majątkowe od pacjentów lub ich bliskich. Mimo zupełnie nietrafionej argumentacji marszałka, że uchylenie mu immunitetu będzie oznaczało, że może być zatrzymany, co mogłoby posłużyć PiS do uzyskania większości w II Izbie. Uchylenie immunitetu nie oznacza bowiem automatycznie zgody na zatrzymanie. To odrębna procedura wymagająca innej uchwały, w tym wypadku Senatu.
Prezes PiS też nie jest za pełnym zniesieniem immunitetów gdy mówi: -"Jakieś tam powiadomienie marszałka sejmu, jakieś tam procedury tego rodzaju, żeby nie dopuścić do (...) nadużyć, są potrzebne".